Ten plan ma pomóc przekształcić UE w nowoczesną, zasobooszczędną i konkurencyjną gospodarkę, która w 2050 r. osiągnie zerowy poziom emisji gazów cieplarnianych, w której nastąpi oddzielenie wzrostu gospodarczego od zużywania zasobów i w której żadna osoba ani żaden region nie pozostaną w tyle.
Zielony Ład jest wyzwaniem, które powinniśmy traktować jako szansę, a nie zagrożenie. Ochrona środowiska, zahamowanie efektu cieplarnianego to działanie dla przyszłych pokoleń. Nowoczesny rozwój gospodarczy nie może się już opierać na eksploatacji zasobów Ziemi. To nowe podejście wymaga od przedsiębiorców więcej innowacji, aby mogli zachować konkurencyjność, nie niszcząc środowiska.
Dla Polski ten zielony plan to ogromna szansa na skok rozwojowy oraz rozbudowę innowacyjnych gałęzi gospodarki. Nie obejdzie się oczywiście bez wyzwań i trudności dla przedsiębiorstw i społeczeństwa. Aby się udało, bardzo ważna jest zmiana mentalności na bardziej proekologiczną i współpraca małych, średnich i dużych. W tym ostatnim punkcie dużą rolę odegrają klastry obarczone przez UE rolą „agentów zielonej zmiany" w małych i średnich przedsiębiorstwach. Zadaniem klastrów jest tu łączenie nauki oraz dużych, wiodących w zielonej zmianie przedsiębiorstw z małymi i średnimi. By całe przedsięwzięcie mogło się powieść, duzi muszą mieć potencjał do przewodzenia tej zmianie. Potrzebujemy czempiona i lidera we wdrażaniu zielonych energii, aby udowodnić, że da się to zrobić.
Niestety, jednym z podstawowych problemów jest ten, że polscy liderzy rynku energetycznego – na szczęście z pewnymi wyjątkami – nie mają potencjału do niezbędnych innowacji dla dokonania energetycznej rewolucji. Na wszystko mamy bardzo mało czasu. Pierwszy ważny próg w drodze do zeroemisyjniości musimy osiągnąć do 2030 r. (ograniczenie emisji gazów cieplarnianych netto o co najmniej 55 proc.), a kolejny do 2050 r. (czyli tzw. zero). Nie ma więc miejsca na zastanawianie się – trzeba działać i dawać przykład. A polska rzeczywistość wygląda tak, że koncerny energetyczne nie mają pieniędzy, bo przez ostatnie lata musiały się zrzucać na podtrzymywanie przy życiu sektora węglowego.
W praktyce mamy tylko trzech kandydatów na tyle stabilnych, na tyle doświadczonych i wyspecjalizowanych w różnych obszarach energetyki, by mogli podołać wyzwaniu i stać się czempionami zmian. Chodzi mi oczywiście o PKN Orlen, Lotos i PGNiG. Nawet jednak tak duże (na polską skalę) firmy nie zrealizują tego zadania indywidualnie. Konieczne jest połączenie sił, najlepiej jako jeden połączony podmiot, który rzeczywiście będzie mógł się stać liderem zielonych zmian.