Rada nadzorcza miała w poniedziałek zdecydować ostatecznie, czy prezes Wojciech Dąbrowski nadal będzie pełnić swoją funkcję. Bezpośrednim powodem odwołania go ze stanowiska szefa Polskiej Grupy Energetycznej miała być ogłoszona w ubiegłym tygodniu nowa strategia PGE, w której spółka zadeklarowała odejście od węgla w ciepłownictwie w 2030 r. Podobno premier Mateusz Morawiecki chciał wykorzystać wrogość części górniczych związków zawodowych do prezesa PGE w konflikcie z szefem Ministerstwa Aktywów Państwowych nadzorującym PGE, Jackiem Sasinem. Do czasu zamknięcia gazety nie pojawiła się jednak żadna informacja ze spółki.
Ze źródeł zbliżonych do MAP płynęły informacje broniące Wandy Buk, która nie miała mieć nic wspólnego z krytykowaną strategią. To ona mogłaby zająć miejsce Dąbrowskiego. Po pierwsze, trzeba pamiętać, że na strategię zgodziła się rada nadzorcza, a na jej prezentacji było obecnych dwóch wiceministrów resortu.
Trudno więc byłoby obronić pozycję Buk, skoro odpowiadała za krytykowaną strategię. Po drugie, kadencja zarządu składającego się obecnie z sześciu osób jest wspólna. Oznacza to, że za dymisją prezesa Dąbrowskiego mogły pójść dymisje pozostałych członków zarządu. Byłby to początek wojny o wpływy w największej spółce elektroenergetycznej na chwilę przed wyborami. A upublicznione wewnętrzne spory mogą tylko utrudnić rządzącej partii ostatnie tygodnie kampanii wyborczej. Poza tym, zarządzanie PGE poprzez prezesów pełniących tylko swoje obowiązki w okresie transformacji firmy mogłoby jeszcze bardziej pokrzyżować plany rządu w kontekście stabilizacji sytuacji energetycznej. Te powody miały dać Dąbrowskiemu szansę na przetrwanie kolejnych tygodni. W PiS mówi się, że wygrała tzw. opcja zero.
Premier chciał głowy prezesa PGE?
Dwa dni po informacji o planach odwołania Dąbrowskiego, człowieka Jacka Sasina, premier zapowiedział, że jeśli PiS i koalicjanci wygrają październikowe wybory, nowy rząd rozważy utworzenie nowego ministerstwa. Miałoby się ono zająć transformacją energetyczną. Teraz za kwestie regulacyjne odpowiada Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a za spółki właśnie Ministerstwo Aktywów Państwowych. Ta zbieżność w czasie rodziła podejrzenia, że te dwie informacje są ze sobą powiązane i premier chciał przejąć zarządzanie energetyką od Sasina.
Tu jedną z głównych ról miał grać Orlen, który miał być zawiedziony przebiegiem wydawania nowych koncesji na morskie farmy wiatrowe. Orlen i PGE podzielili między sobą po pięć nowych koncesji. Orlen miał jednak podobno chrapkę na więcej i miał żywić zainteresowanie przejęciem od PGE całej spółki odpowiedzialnej za morskie farmy wiatrowe PGE Baltica lub części projektów. Orlen zaprzeczył tym informacjom. – Grupa Orlen koncentruje się na realizacji projektu Baltic Power, który jest najbardziej zaawansowanym projektem offshore na polskim Bałtyku. Nie planujemy żadnych przejęć w tym zakresie – informuje nas spółka. Politycznemu niezadowoleniu z aktualizacji strategii towarzyszyło też lekkie rozczarowanie inwestorów.