W czwartek Sąd Okręgowy w Gdańsku uwzględnił powództwo Amonu w części dotyczącej ustalenia bezskuteczności oświadczeń o wypowiedzeniu przez PE-PKH umów zawartych w 2009 r.
Sprawa zaczęła się w 2015 r., kiedy to PE-PKH wypowiedziała zawarte kilka lat wcześniej z właścicielami farm wiatrowych umowy na zakup energii i praw majątkowych (chodzi o tzw. zielone certyfikaty). Spółka uzasadniała tę decyzję naruszeniem postanowień umów, sprowadzającym się do „odmowy przystąpienia w dobrej wierze do renegocjacji warunków".
W grupie objętej wypowiedzeniem znalazły się cztery firmy: Polenergia, In.ventus, Grupa Enerco oraz Invenergy. Szczególnie o tej ostatniej było potem głośno: zażądała bowiem od Tauronu 700 mln dolarów odszkodowania.
Podobnie skomplikowaną drogą poszedł niemiecki In.ventus. Firma zażądała odszkodowania z tytułu niewykorzystania umów sprzedaży praw majątkowych, wynikających ze świadectw pochodzenia będących potwierdzeniem wytworzenia energii elektrycznej w odnawialnym źródle energii. W końcu jednak In.venus postanowił sprzedać te wierzytelności. Ich nabywcą został HSH Nordbank, który w marcu br. przysłał PE-PKH pozew z żądaniem zapłaty 232,9 mln zł wraz z odsetkami.
Ale i Polenergia nie odpuściła. W ubiegłym roku dwie spółki z tej grupy – Amon i Talia – zażądały w sumie 78,9 mln zł odszkodowania oraz ustalenia odpowiedzialności właściciela PE-PKH za szkody, które mogą się pojawić w przyszłości wskutek zaistniałej sytuacji. Polenergia wyceniła je na 265,3 mln zł. Skądinąd trudno się dziwić: farmy wiatrowe Łukaszów i Modlikowice, usytuowane na Dolnym Śląsku, zostały w 2012 r. uruchomione z myślą o obsłudze umowy z PE-PKH.