Rząd przyjął nową politykę energetyczną państwa do 2040 r. Solidarna Polska jej nie poparła. Dlaczego?
Podstawowym elementem jest kwestia obrony suwerenności energetycznej Polski, bo polityka energetyczna nie może być tylko pobożnym życzeniem i opierać się wyłącznie na zewnętrznych czynnikach. Nie można na przykład zakładać, że do 2030 r. będziemy mieć magazyny energii, że rozwój wodoru wciągu 10–15 lat pozwoli na przemysłowe wykorzystanie tego surowca, że w ekspresowym tempie zbudujemy w Polsce pierwszą elektrownię atomową, co nie udało się nikomu w Europie. Kilka podstawowych założeń jest więc naszym zdaniem nierealnych. Realizacja takiej strategii doprowadzi do gigantycznego wzrostu cen energii elektrycznej i ciepła, do mocnego wzrostu zużycia gazu i uzależnienia się od rosyjskiego surowca, a także do wzrostu importu energii elektrycznej. Naszym celem jest ochrona Polski przed restrykcyjną polityką klimatyczną Unii Europejskiej.
Czy gaz powinien być paliwem przejściowym dla polskiej energetyki?
Jestem sceptycznie nastawiony wobec tego pomysłu, bo pamiętam, jak w przeszłości ceny gazu potrafiły gwałtownie rosnąć. To, że dzisiaj gaz jest tani, nie oznacza, że będzie taki także za cztery czy pięć lat. Poza tym trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy chcemy opierać bezpieczeństwo energetyczne o własne surowce, a więc węgiel brunatny i kamienny, czy o surowiec, którego nie mamy. Polityka energetyczna zakłada zresztą bardzo nierealistyczne prognozy zapotrzebowania na gaz – poziom zużycia gazu w Polsce w 2025 r. ma wynosić około 19 mld m sześc., czyli pozostać na obecnym poziomie. A przecież realizowane są duże inwestycje w energetykę gazową, jak choćby w Elektrowni Dolna Odra czy w Elektrociepłowni Żerań. Szacuję, że w 2025 r. będziemy potrzebować 25–26 mld m sześc. tego surowca, więc presja na jego import będzie bardzo duża. Ja zawsze uważałem, że trzeba w pierwszej kolejności wykorzystywać własne surowce.