Wiceprezes PZPB: Rynek wykonawstwa musi być prywatny

Państwowi zamawiający nie powinni jednocześnie mieć firm budowlanych, z którymi o zlecenia mają się bić prywatne spółki. Zdrowy rynek opiera się na wolnej konkurencji – mówi Damian Kaźmierczak, wiceprezes PZPB.

Publikacja: 12.11.2023 18:45

Gościem programu Adama Roguskiego był Damian Kaźmierczak, wiceprezes i główny ekonomista Polskiego Z

Gościem programu Adama Roguskiego był Damian Kaźmierczak, wiceprezes i główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

Foto: parkiet.tv

Skarb Państwa kontroluje kilka dużych firm wykonawczych. Przejmował je, bo zagrożone były realizowane przez nie duże inwestycje infrastrukturalne. Pytanie, czy państwo dalej powinno trzymać te akcje. Szczególnie że trzyma je przez podmioty będące zamawiającymi: PKP PLK, spółki energetyczne, CPK. Pan zasugerował we wpisie w mediach społecznościowych, że nowy rząd powinien się nad tym pochylić. Jak branża patrzy na ten problem?

Cieszę się, że możemy o tym temacie porozmawiać, bo w przestrzeni publicznej jest o tym mało, a w branży to przedmiot bardzo burzliwych dyskusji. Na polskim rynku budowlanym mamy sytuację bez precedensu, najwięksi publiczni inwestorzy z obszaru infrastruktury są właścicielami dużych spółek wykonawczych, także notowanych na GPW: PKP PLK kontroluje Trakcję, CPK Torpol, a firmy energetyczne – Polimex Mostostal. Pamiętajmy też, że Polskie Sieci Energetyczne zapowiadają rozbudowę swoich mocy wykonawczych. Taka sytuacja prowadzi do znaczącego pogorszenia warunków konkurencyjności na rynku, szczególnie jest to widoczne na rynku budownictwa kolejowego. To rynek mały w relacji do całego budownictwa, ale funkcjonuje na nim bardzo dużo podmiotów, które mocno rywalizują o nowe kontrakty – szczególnie teraz, kiedy mamy utrzymujący się przestój inwestycyjny. Duża liczba podmiotów prywatnych konkuruje ze spółkami z udziałem Skarbu Państwa. Można sobie wyobrazić teoretyczną sytuację, kiedy warunki przetargowe mogą być w taki sposób formułowane, żeby preferować własnych wykonawców. Problemem jest również dysproporcja w sile poszczególnych graczy – istnieje ryzyko, że spółki „państwowe” bardzo szybko mogą zdobyć udziały w rynku w sposób mało rynkowy: państwo dysponuje bowiem większymi zasobami niż inwestorzy prywatni, mogą np. szybko dokapitalizować spółkę dużą sumą gotówki. Ponadto nie jestem przekonany, że publiczni zamawiający powinni brać na siebie realizację projektów. Wydaje mi się, że zdecydowanie lepszym rozwiązaniem rynkowym jest zlecanie robót budowlanych na zewnątrz.

Załóżmy, że rzeczywiście Skarb Państwa dojdzie do wniosku, że etap stabilizacji ratowanych wcześniej przedsiębiorstw już jest za nami. Pytanie, jak te udziały miałyby wrócić w prywatne ręce? Ostatnie lata to raczej repolonizacja firm, a sama branża budowlana zdominowana jest przez zagraniczny kapitał.

Mamy dwa scenariusze. Pierwszy to taki, że państwo rzeczywiście sprzedaje udziały w całości lub częściowo. Inwestorzy branżowi chętni na przejęcia na pewno by się znaleźli, trzeba to zrobić w sposób odpowiedzialny, uwzględniający w pierwszej kolejności interes narodowy.

Drugi scenariusz to taki, że państwo zachowuje status quo. Wtedy jednak trzeba mądrze wykorzystywać te przedsiębiorstwa.

Mądrze, czyli jak?

W dyskusji na temat tego, po co państwu własne zasoby wykonawcze, padają różne argumenty, jednak są one w większości przypadków bardzo naciągane. Jest tylko jeden, który byłbym w stanie „kupić”.

Pierwszy to taki, że kiedy państwo zamawia i wykonuje prace, to pieniądz zostaje w Polsce – ale mamy przecież podmioty prywatne z polskim kapitałem.

Drugi argument jest taki, że państwowi wykonawcy to gwarancja bezpieczeństwa realizacji tych kontraktów. Ponownie na rynku nie brakuje firm prywatnych dużych, odpowiedzialnych i wiarygodnych, które z powodzeniem realizują tego typu kontrakty.

Trzeci argument jest taki, że dywidendy z tych spółek zasilałyby budżet państwa. Wystarczy popatrzeć na historię dywidendową firm, a nawet jak wypłaty były, to przecież relatywnie małe w porównaniu z tym, co dają spółki paliwowe czy energetyczne.

Tylko jeden argument brzmi dość racjonalnie. Jeżeli już państwo ma kontrolować spółki wykonawcze, to wydaje mi się, że powinno się to wykorzystać do ekspansji polskiego budownictwa na rynkach zagranicznych.

Wyobrażam sobie sytuację, w której tworzone są konsorcja firm kontrolowanych przez Skarb Państwa w roli liderów oraz podmiotów prywatnych. Takie sojusze mogłyby stawać do przetargów w państwach ościennych i konkurować z dużymi graczami zagranicznymi o bardzo duże kontrakty infrastrukturalne w naszym regionie, m.in. w Czechach, na Słowacji, w przyszłości w Ukrainie.

Tak jak powiedziałem, „państwowe” spółki mają z jednej strony odpowiednie zasoby finansowe, a z drugiej rzetelność i wiarygodność, żeby ogniskować pewne działania i gromadzić wokół siebie przedsiębiorstwa prywatne. To mógłby być bardzo dobry sposób, żeby polskie budownictwo mogło w większym stopniu zaistnieć na rynkach zagranicznych. Oczywiście, spółki prywatne próbują wychodzić poza granice Polski, ale jestem przekonany, że wreszcie dochodzimy do punktu, w którym potencjał jest na tyle duży, że powinniśmy to odpowiednio wykorzystać. Takie konsorcja pod egidą „państwowych” firm wykonawczych byłyby – pod pewnymi warunkami – dobrym narzędziem.

Budownictwo
Kwietniowe spowolnienie na rynku mieszkaniowym
Budownictwo
Marvipol hotelarzem
Budownictwo
Marvipol rusza ze sprzedażą apartamentów inwestycyjnych w Gdańsku
Budownictwo
Grupa PHN miała w 2023 roku 167 mln zł straty netto
Budownictwo
Plany Torebki
Budownictwo
Mirbud po konferencji: co z przejęciami, emisją i dywidendą?