Certyfikacja firm ubiegających się o zlecenia finansowane z publicznej kiesy, urealnienie mechanizmu powiązania wartości kontraktów ze zmianami cen materiałów (waloryzacja), usprawnienie finansowania inwestycji – to tylko główne postulaty, o które po raz kolejny zaapelowały do decydentów podmioty z szeroko rozumianego rynku budowlanego podczas konferencji zorganizowanej pod egidą Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
Branża pod presją
Jak zaznaczył wiceprezes i główny ekonomista PZPB Damian Kaźmierczak, branża jest dziś w trudnej sytuacji. Firmom trudno budować portfele zleceń z powodu inwestycyjnego dołka. Mieszkaniówka (około 20 proc. rynku) dopiero powoli odbija się po zapaści podaży, a inwestycje infrastrukturalne nie okazały się takim motorem, na jaki liczono. O ile budowa dróg postępuje, o tyle kolej nie może się rozpędzić – z powodu uzależnienia od funduszy unijnych. W energetyce też jest duża luka inwestycyjna.
Firmy jeszcze pracują na względnie wysokich obrotach, bo realizują wcześniejsze kontrakty. Widać jednak, że o ile duże i największe mają obłożenie rzędu ponad 80 proc. (generalni wykonawcy realizujący wieloletnie zlecenia), to małe już tylko 60 proc. – bo perspektywa podwykonawców to maksymalnie rok. Konsekwencje spowolnienia widać też w skokowym wzroście liczby bankructw i niewypłacalności w I połowie tego roku – dotyczy to głównie firm mniejszych i niezdywersyfikowanych, np. z rynku mieszkaniowego.
Czytaj więcej
Największy generalny wykonawca w Polsce ma portfel zleceń pozwalający na dwa, trzy lata spokojnej pracy. Nie bierze udziału w wojnie cenowej w przetargach infrastrukturalnych, odpuścił pogrążone w największych kłopotach budownictwo mieszkaniowe. Liczy na megakontrakt na Łotwie, który mocno podbiłby wartość backlogu.
Drugi palący problem to koszty. Zdaniem Kaźmierczaka konsekwencje skokowego wzrostu cen materiałów z lat 2021–2022 będziemy oglądać jeszcze przez wiele kwartałów. Ekspert dodał, że wiele materiałów dalej drożeje (np. cement), a do tego rosną koszty wynagrodzeń.