WIG-nieruchomości tylko w lipcu zyskał 12 proc., napędzany „Bezpiecznym kredytem” i wynikami sprzedaży mieszkań w II kwartale. Jesteśmy bombardowani informacjami, że wszyscy kupują teraz mieszkania: beneficjenci programu, zaciągający zwykły kredyt, gotówkowcy – jest strach, że lokali zabraknie i ceny będą rosły. Strach nie bezzasadny, bo dane o podaży mówią, że podaż wcale nie rośnie. Czy „Bezpieczny kredyt” nie przyniósł więcej szkody niż pożytku? Jak pan ocenia te pierwsze tygodnie?
Inwestorom giełdowym, którzy kupowali akcje deweloperów na początku roku, kiedy zapowiadano program, przyniósł na pewno wiele dobrego. Oczekiwanie wzrostu popytu zostało odzwierciedlone w wycenach spółek – faktycznie sprzedaż zaczęła sukcesywnie rosnąć od lutego, marca. Rezerwowali ci, którzy planowali skorzystać z programu, ale i dużo klientów gotówkowych wróciło na rynek, a potem zwykłych kredytowych, którym poprawiła się zdolność dzięki obniżeniu bufora na ryzyko stopy procentowej. Mamy więc kilka dopalaczy.
Druga sprawa to wzrost oczekiwań cenowych. Przeciętnie – przy czym jedna wartość nie odzwierciedli wszystkich ruchów na rynku – średnie ceny mieszkań na rynku pierwotnym wzrosły o około 5 proc.
Ministerstwo Rozwoju, inicjator programu, liczyło, że za wzrostem popytu i oczekiwań cenowych pójdzie wzrost podaży, a tego na razie nie widać. Może być kilka tego przyczyn. Po prostu czas potrzebny na uruchomienie inwestycji deweloperskiej to nie tydzień ani miesiąc. Druga narracja, trochę bliższa pewnie rzeczywistości, jest taka, że jednak deweloperzy wstrzymują się przed uruchamianiem tych projektów, na które mają pozwolenia na budowę – w zeszłym roku wydano pozwolenia na postawienie 100 tys. lokali, które nie zostały skonsumowane. Tu powody mogą być różne: obawy, że wyskok popytu jest krótkoterminowy, podyktowany emocjami. Pytanie, co będzie po jesiennych wyborach parlamentarnych, co będzie z budżetem programu w przyszłym roku. Stąd decyzje, że może lepiej się jeszcze wstrzymać z budowaniem. Szczególnie że niższa podaż względem popytu – w zestawieniu ze spadkiem inwestycji budowlanych na całym świecie, co przekłada się na niższe koszty materiałów – pozytywnie wpływa na marżę i zyski na akcję. Stąd takie, a nie inne wyceny spółek deweloperskich na giełdzie.