Zdaniem Kazimierza Kirejczyka, prezesa REAS, ryzyko jest jednak ograniczone. – W Warszawie szczyt podaży gruntów miejskich wypadł raczej w poprzednim boomie, przypomnieć można choćby transakcje terenami po dawnych zajezdniach autobusowych. W ostatnich latach aktywność Warszawy w tym zakresie znacznie zmalała, ale też nigdy zakup terenów od miasta nie był najważniejszym sposobem pozyskiwania gruntów przez deweloperów – mówi. Ekspert podkreśla, że w dzielnicach o największej skali nowego budownictwa (Białołęka, Wola, Mokotów, Bemowo, Wilanów, Ursus) firmy najczęściej realizowały inwestycje na dawnych gruntach rolnych kupowanych od pierwotnych właścicieli albo od podmiotów, które nabyły je wcześniej w celu przygotowania i odsprzedaży. Drugie ważne źródło to tereny poprzemysłowe.

Nikodem Iskra, prezes Murapolu, podkreśla że zarówno w stolicy, jak i w innych miastach, gdzie firma jest obecna, ziemia kupowana jest głównie od prywatnych właścicieli. Inni duzi deweloperzy także wskazują, że parcele samorządowe sprzedawane są w przetargach, a ponieważ to relatywnie niewielkie działki, do licytacji przystępuje wiele firm i rywalizacja potrafi być bardzo zacięta. Dużych deweloperów interesują większe tereny, które wymagają dysponowania pokaźną gotówką, przez co konkurencja jest mniejsza.

W I półroczu deweloperzy w Polsce sprzedali 34,1 tys. lokali, o 6,1 proc. mniej niż rok wcześniej. ar