Najnowsze dane Biura Informacji Kredytowej pokazują ogromny spadek liczby udzielanych hipotek. Liczba przyznanych kredytów zmalała o 38,7 proc. rok do roku, a ich wartość wyniosła 5,14 mld zł, co oznacza spadek o 32,5 proc. rok do roku.
– Dla kredytów mieszkaniowych kwiecień był zły. A w ujęciu liczbowym nawet bardzo zły, bowiem w kwietniu banki udzieliły tylko 14 570 kredytów. Jest to najmniej od początku pandemii i najmniej od grudnia 2017 r. Pomimo że w lutym tego roku liczba osób wnioskujących o kredyt wzrosła, a w marcu tego roku przekroczyła nawet 53 tys., ustalając drugi w ostatnich dziesięciu latach wśród najwyższych wyników – tłumaczy prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK.
Dodaje, że tak słaby rezultat akcji kredytowej w kwietniu mimo tak dużej liczby wnioskujących o kredyt mieszkaniowy w marcu może częściowo wynikać ze spadku poziomu akceptacji wniosków kredytowych przez banki.
Warto przypomnieć, że w maju RPP podniosła kolejny raz z rzędu stopę referencyjną, która wynosi teraz 5,25 proc. Kwietniowe dane nie uwzględniają jeszcze wpływu tej decyzji, ale już i tak znacząco spadła wówczas zdolność kredytowa Polaków. Ponadto od kwietnia KNF zaostrzyła zasady liczenia tej zdolności (stąd też wysyp wniosków o kredyt właśnie w marcu). Zobowiązała banki, by uwzględniały w analizie potencjalny wzrost stóp o 5 pkt proc. wobec 2,5 pkt proc. wcześniej. Kolejna zmiana dotyczy m.in. szacowania kosztów utrzymania gospodarstwa domowego.
– W mojej opinii kolejne miesiące będą trudne na rynku kredytów mieszkaniowych. Kwietniowy odczyt indeksu popytu na kredyty mieszkaniowe jest zapowiedzią dalszego dużego schłodzenia rynku tych kredytów w kolejnych kwartałach. Kwietniowa wartość indeksu jest najniższa od kwietnia 2009 r., czyli od 13 lat – przyznaje prof. Rogowski.