W parlamencie przyśpieszyły prace – po ponad trzech latach pozornych działań – nad projektem ustawy frankowej. Na tapecie jest prezydencka propozycja utworzenia funduszu konwersji, na który mają składać się banki i z którego mają być finansowane przewalutowania. Koszt tych składek w maksymalnej wersji może sięgnąć 2,5 mld zł (zysk netto sektora w 2018 r. wyniósł 14,7 mld zł) w pierwszym pełnym roku obowiązywania. Banki, które zdecydowałyby się przewalutować na złote kredyty w walutach obcych, będą mogły liczyć na zwrot różnic bilansowych między wartością kredytów przed i po konwersji.
Potrójne obciążenie kredytów walutowych
Według danych NBP łączna ekspozycja polskiego sektora bankowego na frankowe kredyty hipoteczne wynosiła ok. 105 mld zł na koniec 2018 r., z czego najwięcej przypadało na PKO BP, Getin Bank, Millenium i mBank. Około 3 proc. z tych kredytów to kredyty niepracujące, czyli nie spłacane regularnie. Nie jest to wynik dużo gorszy od kredytów w rodzimej walucie, gdzie nie spłaca się ok. 2 proc. kredytów.
Dlaczego bankom mogłoby opłacać się przewalutować kredyty walutowe, skoro nie spłacają się one znacząco gorzej od zwykłych hipotek? - Chodzi tutaj głównie o spełnienie wymogów regulacyjnych odnośnie kapitałów własnych. Banki muszą utrzymywać ich odpowiedni poziom względem aktywów ważonych ryzykiem. Na kapitały własne składają się m.in. kapitał zakładowy, kapitały zapasowe, zyski zatrzymane oraz ewentualnie wyemitowane obligacje podporządkowane. Z kolei na aktywa ważone ryzykiem składają się: udzielone kredyty, posiadane instrumenty finansowe, a także zobowiązania pozabilansowe. Przy czym na potrzeby kalkulacji wymogów kapitałowych kredyt kredytowi nie jest równy – różne aktywa posiadają różne wagi – mówi Wojciech Bartosik, analityk DM Michael/Ström.
Obłożenie wymogami odnośnie wysokości kapitałów własnych znacząco wzrosło w ostatnich latach. Poza wymogiem regulacyjnym (wskaźnik TCR na poziomie minimum 8 proc.), banki muszą utrzymywać bufor zabezpieczający (2,5 proc.), bufor ryzyka systemowego (3 proc.) i ewentualnie dodatkowy indywidualny bufor instytucji o znaczeniu systemowym oraz tzw. „domiar" na pokrycie ryzyka walutowych kredytów hipotecznych. - Wszystkie te ponadnormatywne wymogi spowalniają akcję kredytową, ponieważ bez odpowiedniego poziomu kapitałów banki nie mogą udzielać nowych kredytów, co zmniejsza potencjalne zyski i osiągany zwrot na kapitale (ROE) – tłumaczy Bartosik.
To jednak nie wszystko, bo kredyty walutowe są podwójnie, a nawet potrójnie obciążone wymogami regulacyjnymi w zakresie kapitałów. Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (EBA) oraz dyrektywa Parlamentu Europejskiego CRDIV/CRR jako podstawową wagę ryzyka dla ekspozycji zabezpieczonych hipoteką na nieruchomościach mieszkalnych uznają poziom 35 proc., pozostawiając jednak krajom członkowskim możliwość ich podniesienia do poziomu 150 proc. - i taki właśnie poziom stosowany jest w Polsce dla kredytów frankowych (został wprowadzony pod koniec 2017 r. aby zmusić banki do samodzielnych przewalutowań, co nie przyniosło rezultatu). - Po drugie, o czym wspomnieliśmy już powyżej, KNF nałożył na frankowe banki indywidualne domiary zwiększające wymogi kapitałowe, w celu pokrycia ryzyka walutowych kredytów hipotecznych – zaznacza analityk DM Michael/ Ström.