W końcówce stycznia, tuż po oficjalnym zaprzysiężeniu Donalda Trumpa na kolejnego prezydenta USA, pokusiliśmy się na łamach „Parkietu” o porównanie zachowania notowań wybranych aktywów od czasu wyborów prezydenckich w listopadzie 2024 z zachowaniem po poprzedniej wygranej Trumpa, w listopadzie 2016.
Już po dwóch miesiącach widać, że polityka administracji republikanina różni się od tego, co obserwowaliśmy poprzednio. Podczas gdy początek pierwszej kadencji wyrazistego prezydenta upływał głównie pod znakiem oczekiwań na wdrożenie probiznesowych inicjatyw (głównie obniżek podatków), to tym razem widać zdecydowanie większy akcent na podwyżki ceł. Już w poprzedniej kadencji wojny handlowe stały się emblematycznym hasłem Trumpa, ale wtedy realizację tego hasła rozpoczął on dużo później (w drugim roku kadencji, czyli w 2018) i w o wiele mniejszym zakresie niż obecnie.
Reakcja amerykańskich akcji po dwóch miesiącach jest wyraźnie negatywna, wobec jednoznacznie pozytywnej w początkach pierwszej kadencji. Ale nie wszystkie opisywane wcześniej podobieństwa legły w gruzach – zachowanie notowań dolara i polskich akcji to niemal kopia wydarzeń z „Trump 1.0”, przynajmniej na razie.
Wyczekiwana od dawna korekta
Początkowy optymizm na Wall Street po rozstrzygnięciu listopadowych wyborów prezydenckich do złudzenia przypominał rok 2016. Chociaż potem zaczął słabnąć, to jeszcze tuż po zaprzysiężeniu nowego (starego) prezydenta 20 stycznia br. indeks S&P 500 zdołał na chwilę „zahaczyć” o nowy rekord. Wkrótce jednak podobieństwo z poprzednią kadencją Trumpa zaczęło szybko znikać, kiedy okazało się, że republikanin bardziej serio podchodzi do tematu wojen handlowych, niż spodziewał się rynek. Ekonomiści są dość zgodni co do tego, że drastyczne podwyżki ceł prowadzą do podwyższonej inflacji i słabszego wzrostu PKB. Nawet administracja Trumpa zdaje się przyznawać, że gospodarka może ulec osłabieniu – co mocno zaniepokoiło rynek – w imię realizacji długofalowych, ideologicznych celów (reindustrializacja). Ale winą za 10-proc. korektę S&P 500 nie należy obarczać tylko tych kontrowersyjnych działań. Przecież ta korekta od dawna była wyczekiwana. W każdym razie rozpoczęły się rozważania na temat „Trump put”, czyli tego, jak duże muszą stać się turbulencje rynkowe, by administracja złagodziła swą politykę.