Do mniejszej zniżki produkcji (rok do roku) w maju niż w kwietniu przyczynił się też układ kalendarza. O ile kwiecień w tym roku miał o jeden dzień roboczy mniej niż w ub.r., o tyle maj w obu latach miał ich tyle samo. Produkcja sprzedana oczyszczona z wpływu czynników sezonowych zmalała w maju o 2,4 proc. rok do roku po zniżce o 3,4 proc. w kwietniu (to dane sprzed rewizji). W stosunku do poprzedniego miesiąca odsezonowana produkcja zmalała w maju o 1 proc. Po trzech zniżkach z rzędu była już o 4 proc. niższa niż w grudniu 2022 r.
Efekt kalendarzowy tłumaczyć może m.in. spłycenie recesji w przetwórstwie przemysłowym: produkcja zmalała w maju o 2,7 proc. rok do roku po spadku o 5,4 proc. miesiąc wcześniej. Jasnym punktem w sektorze przemysłowym pozostają branże zorientowane na eksport, gdzie – jak wyliczają ekonomiści z Credit Agricole Bank Polska – produkcja wzrosła w maju o 3,8 proc. rok do roku po zwyżce o 0,7 proc. w kwietniu. Dla porównania w branżach powiązanych z budownictwem produkcja zmalała o 8,5 proc. rok do roku, a w pozostałych branżach o 5,6 proc. rok do roku. – Wyraźnego przyspieszenia dynamiki produkcji w branżach nieeksportowych można oczekiwać dopiero w II poł. br., gdy postępująca dezinflacja przyczyni się do zwiększenia realnej dynamiki płac i konsumpcji, a inwestycje publiczne, współfinansowane ze środków unijnych, wyraźnie przyspieszą – ocenia Krystian Jaworski, ekonomista z CA BP.
Dwucyfrowe podwyżki
W samym przemyśle dezinflacja postępuje bardzo szybko. Wskaźnik cen produkcji sprzedanej przemysłu (PPI) w maju wzrósł o zaledwie 3,1 proc. rok do roku, najmniej od lutego 2021 r., po zwyżce o 6,2 proc. w kwietniu (GUS wstępnie oceniał, że w kwietniu PPI wzrósł o 6,8 proc. rok do roku). W ocenie Piotra Bartkiewicza, ekonomisty z Banku Pekao, w przemyśle już w lipcu zagościć może deflacja. To będzie się też stopniowo przekładało na hamowanie wzrostu cen towarów konsumpcyjnych, także z kategorii bazowych (innych niż paliwa, energia i żywność). To może wspierać „gołębie” skrzydło w Radzie Polityki Pieniężnej, które sygnalizuje możliwość obniżki stóp jeszcze w tym roku.
Ekonomiści pozostają jednak podzieleni w ocenach, czy taki ruch miałby uzasadnienie. Dla wielu z nich źródłem obaw jest utrzymująca się w gospodarce presja na wzrost płac, nawet w warunkach pewnego osłabienia popytu na pracowników. W maju, jak wynika z środowych danych GUS, przeciętne zatrudnienie (tzn. przeliczone na pełne etaty) w sektorze przedsiębiorstw, który obejmuje firmy z co najmniej dziesięcioma pracownikami, wzrosło o 0,4 proc. rok do roku, tak samo jak w kwietniu. W stosunku do kwietnia zmalało jednak o ponad 6 tys. etatów, co pogłębiło spadek względem stycznia do 12 tys. etatów.
Mimo to przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się w maju o 12,2 proc. rok do roku, do 7182 zł brutto, podobnie jak w kwietniu. To wprawdzie jeden z najniższych wyników w ostatnich latach, ale przyczyniło się do tego ostre wyhamowanie wzrostu płac w górnictwie. W wielu innych branżach dynamika płac podskoczyła mocniej. – Oczekiwania płacowe pracowników napędzają m.in. duże podwyżki płacy minimalnej, inflacja oraz utrzymujące się w wielu sektorach gospodarki braki kadrowe. Z kolei gotowość firm do podwyżek płac widać w badaniach ankietowych (np. NBP). Wraz z wysoką podwyżką płacy minimalnej w 2024 r. sugeruje to, że wzrost płac utrzyma się na dwucyfrowym poziomie nawet do 2025 r. – ocenia Piotr Popławski, ekonomista z ING Banku Śląskiego.