Strefa euro: 17 alpinistów połączonych liną

Stefan Schilbe, główny ekonomista banku HSBC w Niemczech

Aktualizacja: 10.06.2013 16:37 Publikacja: 09.06.2013 15:16

Strefa euro: 17 alpinistów połączonych liną

Foto: Lamus Antykwariaty Warszawskie

Czy Niemcy korzystają na przynależności do strefy euro?

Według mnie zdecydowanie tak. Przynależność do unii walutowej wspomogła nasze stosunki handlowe z innymi członkami, ale także z resztą świata. Stało się tak, bo kurs wymiany marki na euro był bardzo niekorzystny. W efekcie Niemcy musiały przeprowadzić wiele reform, m.in. rynku pracy, aby utrzymać konkurencyjność międzynarodową. W pierwszej połowie minionej dekady Niemcy uchodziły za chorego człowieka Europy, ale dziś tamte reformy procentują.

To dlaczego Alternatywa dla Niemiec (AfD) – nowa partia, która w programie ma wyprowadzenie Niemiec ze strefy euro – zyskuje popularność?

Nie przeceniałbym popularności AfD. W ostatnich sondażach poparcie dla tej partii deklarowało około 3 proc. respondentów (próg wyborczy w wyborach do Bundestagu to 5 proc. – red.). Tymczasem do wrześniowych wyborów zostało już niewiele czasu, a przed nami jeszcze wakacje. Nie sądzę, żeby ta partia stała się poważną alternatywą dla dominujących dziś ugrupowań. Jak dotąd, Niemcy nie stali się eurosceptykami nawet po sporych wydatkach na pomoc dla słabszych krajów strefy euro. Nie dziwi mnie to, bo jak dotąd niemieccy konsumenci nie odczuwają zanadto skutków kryzysu.

Wielu politologów uważa, że AfD nie musi dostać się do Bundestagu, żeby zmienić stosunek innych partii do strefy euro i sprawić, że temat jej rozpadu przestanie być tabu.

Wątpię w to. Żadna z liczących się partii nie opowie się za wyjściem Niemiec ze strefy euro. Nasza gospodarka z dnia na dzień straciłaby konkurencyjność. Przywrócona marka umocniłaby się bowiem wobec euro i innych walut o około 30–40 proc. To doprowadziłoby do załamania eksportu, problemów na rynku pracy i być może deflacji. Innymi słowy, Niemcy popadłyby w głęboką recesję. Aprecjacja marki wymusiłaby też rewaluację zagranicznych aktywów niemieckich firm i gospodarstw domowych, wycenianych dziś na ponad 1 bln euro netto. Gdyby wartość tych aktywów stopniała o 30 proc., byłby to duży wstrząs dla niemieckiej gospodarki. A do tego dochodzą jeszcze aspekty polityczne. Nie wierzę, aby po rozmontowaniu strefy euro stosunki między jej dawnymi członkami były takie, jak wcześniej. Zapewne pojawiłyby się tendencje protekcjonistyczne.

Liderzy AfD argumentują, że to Unia Europejska przynosi Niemcom korzyści, a nie strefa euro. Tymczasem jedynym sposobem, aby ocalić UE, jest rozmontowanie strefy euro, bo próby jej naprawy antagonizują kraje członkowskie i ściągają na Niemców niechęć społeczeństw z Południa.

Według mnie problemem nie jest strefa euro, tylko to, jak liderzy pogrążonych w kryzysie państw komunikują się z tamtejszymi społeczeństwami. Nie dziwię się, że czują one niechęć do Niemców, jeśli słyszą, że jacyś ludzie z Brukseli czy Berlina każą im zrobić coś szkodliwego dla gospodarki. Liderzy zadłużonych państw powinni społeczeństwom tłumaczyć, że pewne bolesne reformy są konieczne, aby przywrócić wzrost gospodarczy, zmniejszyć bezrobocie wśród młodych itd.

Niemniej Niemcy rzeczywiście za warunek pomocy dla krajów z południa strefy euro stawiali cięcie wydatków publicznych i podwyżki podatków.

Nie można zmuszać Niemców, aby płacili rachunki innych państw, ale nie wywierali na nie żadnej presji. I nie chodzi wcale o zmuszanie ich do ogromnych wyrzeczeń fiskalnych, bo wszyscy wiemy, że to pogłębia recesję na południu strefy euro. Konieczne są natomiast reformy strukturalne, które naprawią systemy emerytalne, uelastycznią rynek pracy, uwolnią sektor usług od nadmiaru regulacji i w ten sposób umożliwią tym krajom powrót na ścieżkę wzrostu. Co więcej, gdyby nawet strefa euro się rozpadła, a nowe waluty tych państw mocno by się osłabiły, te reformy nie stałyby się zbędne. Choćby z powodu zmian demograficznych byłyby nadal konieczne. Problemy w hiszpańskim sektorze budowlanym też nie zniknęłyby wraz z euro. Gdyby zatem Niemcy były gotowe pomagać innym, nie nawołując w zamian do reform, prędzej czy później same popadłyby w tarapaty finansowe.

To jak tłumaczyć to, że wielu wpływowych ekonomistów, choćby Paul Krugman, uważa za wskazane opuszczenie strefy euro przez Grecję, Hiszpanię, a nawet Włochy?

Mam wrażenie, że ekonomiści w swoich rozważaniach pomijają często to, jak na ich propozycje zareagowałyby rynki finansowe. A według mnie, gdyby strefę euro opuścił jeden kraj, natychmiast pojawiłyby się podejrzenia, że inne pójdą w jego ślady, a wówczas także stamtąd zacząłby uciekać kapitał. Mogłoby dojść do paniki na rynkach, ale też na ulicach. Można to porównać do sytuacji 17 alpinistów, połączonych liną, których nagle łapie burza. Mogą marzyć o tym, aby 16 z nich mogło siedzieć w barze na plaży na Bahamach. Ale z ich obecnego położenia do tego wymarzonego nie ma łatwej drogi.

Ale jest coś jeszcze. Kraje strefy euro potrzebują się wzajemnie, aby wywierać jakikolwiek wpływ na arenie międzynarodowej. Przecież każdy z nich z osobna jest niewielki w porównaniu z USA czy Chinami.

Skoro jesteśmy przy aspektach geopolitycznych... Stworzenie w Europie unii walutowej było elementem planu, który miał zwiększyć zależność gospodarczą Niemiec od innych państw kontynentu. Tymczasem dziś do strefy euro trafia około 38 proc. niemieckiego eksportu i odsetek ten maleje.

To częściowo efekt głębokiej recesji w wielu krajach strefy euro. Poza tym, w Niemczech produkuje się wiele dóbr, na które szczególnie duży popyt zgłaszają kraje rozwijające się. Trudno winić Niemców za to, że potrafią produkować wysoce wyspecjalizowany sprzęt, dla którego nie ma zbyt wielu alternatyw i na który popyt w niewielkim stopniu zależy od ceny. Inne kraje strefy euro też muszą się starać o to, aby mieć co zaoferować krajom rozwijającym się, które odpowiadają za coraz większą część globalnego PKB.

MFW właśnie obniżył prognozy dla niemieckiej gospodarki. Spodziewa się, że w tym roku PKB Niemiec wzrośnie o zaledwie 0,3 proc. Ta prognoza jest zbyt pesymistyczna?

Ta rewizja prognozy to według mnie głównie skutek niedawnej korekty oficjalnych danych o tempie wzrostu PKB w IV kwartale ub.r. i I kwartale br. Spodziewamy się, że w II połowie roku niemiecka gospodarka zacznie przyspieszać. W 2014 r. powinna się powiększyć już o 1,7 proc.

Jak to możliwie, że w kraju, który otarł się o recesję, stopa bezrobocia pozostaje tak niska (5,4 proc. – red.)

W Niemczech w wielu sektorach brakuje wykwalifikowanych pracowników. To sprawia, że firmy nie chcą zwalniać ludzi, gdy gospodarka hamuje, bo boją się, że nie będą mogły  znaleźć nowych, gdy koniunktura się poprawi.

Czy Niemcy powinny zwiększyć wydatki publiczne, aby pobudzić gospodarkę swoją i całej strefy euro? Berlin był ostatnio do tego zachęcany przez MFW, a nawet przez Waszyngton.

Nie sądzę, aby niemieckie władze były skłonne posłuchać tych rad. Na jakiekolwiek stymulowanie wydatków konsumpcyjnych nie ma raczej szans. A już na pewno w grę nie wchodzą takie rozwiązania, jakie proponowała np. Christine Lagarde, gdy jeszcze była francuską minister finansów (dziś  dyrektor zarządzającą MFW – red.). Według niej  niemiecki rząd mógłby po prostu podnieść poziom płac w gospodarce, zachęcając Niemców do wydatków. Najwyraźniej nie pomyślała o tym, że to nie rząd ustala płace w Niemczech. Nawet gdyby było inaczej, skutek takiego zabiegu byłby odwrotny do zamierzonego: niemieckie firmy przeniosłyby część produkcji poza strefę euro, podbijając w ten sposób bezrobocie i zmniejszając wydatki konsumpcyjne, zamiast je zwiększyć. Poza wszystkim, płace w Niemczech rosną bez rządowych interwencji, a wydatki konsumpcyjne były czynnikiem, który zapobiegł w ostatnich kwartałach recesji w Niemczech.

A czy nadwyżka na rachunku obrotów bieżących, która w ub.r. sięgnęła 7 proc. PKB, nie świadczy o nadmiernym uzależnieniu Niemiec od eksportu?

Częściowo tak. Ale jest też inne wyjaśnienie tak dużej nadwyżki na rachunku obrotów bieżących. Chodzi o to, że w Niemczech rosną wydatki konsumpcyjne, ale już nie inwestycyjne. Udział tych ostatnich w PKB jest blisko historycznych minimów. Ma to związek z niepewnością spółek dotyczącą m.in. przyszłości strefy euro. Dziś prawdopodobieństwo rozpadu strefy euro wyraźnie spadło. Można oczekiwać, że gotowość spółek do inwestowania zacznie wkrótce rosnąć, choć będzie to zależało też od wyniku wrześniowych wyborów. Ale jeśli tak się stanie, to wzrośnie też import Niemiec, a nadwyżka handlowa – i na rachunku obrotów bieżących – spadnie.

W Niemczech, także wśród ekonomistów, żywe są obawy, że luźna polityka głównych banków centralnych doprowadzi do raptownego wzrostu cen. Jak dotąd jednak się nie zmaterializowały. Dlaczego?

Pieniądze, które Europejski Bank Centralny kreuje w ramach niekonwencjonalnej polityki pieniężnej, nie trafiają do realnej gospodarki. Inflacja nie może znacząco przyspieszyć, jeśli banki nie są chętne do udzielania kredytów, a firmy i gospodarstwa domowe nie są skłonne do ich zaciągania. A te warunki obecnie w wielu krajach strefy euro nie są spełnione. Obawy przed nadmierną inflacją dziś przypominają obawy przed radarową kontrolą prędkości, gdy stoi się w korku. Ale nawet gdy warunki się zmienią, to, czy inflacja przyspieszy, będzie zależało od postawy EBC, od jego skłonności do zaostrzenia w porę polityki pieniężnej.

Zanim zajdzie taka potrzeba, spodziewa się pan kolejnej obniżki oprocentowania w strefie euro?

Szczerze powiedziawszy, nie jestem nawet przekonany, że sens miała majowa obniżka stóp przez EBC. Nie sądzę, aby to mogło w jakikolwiek sposób pomóc gospodarce strefy euro.

[email protected]

Stefan Schilbe

od 11 lat jest głównym ekonomistą HSBC w Niemczech. Z tym brytyjskim bankiem związany jest od 1996 r., gdy ukończył ekonomię na Uniwersytecie Kolońskim. Początkowo był analitykiem technicznym, później głównym analitykiem rynku obligacji. Jest członkiem komitetu ds. gospodarki i polityki pieniężnej przy Europejskiej Federacji Bankowej.

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?