W giełdowym rzemiośle wyróżnia się dwa główne nurty analityczne – analizę techniczną i fundamentalną. Pierwsza opiera się na obserwacji wykresu ceny akcji, a druga na śledzeniu raportów spółek i kondycji otoczenia makroekonomicznego. Technicy przyglądają się zachowaniu kursu, doszukując się powtarzalnych wzorców, a fundamentaliści szacują wartość spółki i porównują wynik z rynkową wyceną. Pierwszych nazywa się spekulantami, a drugich inwestorami. Pierwszym nazwa nieszczególnie się podoba, drudzy są ze swojej dumni.
Wśród zwolenników każdej z metod znajdą się „zagorzali kibice" pewni wyższości swojego podejścia. Bez względu jednak na metodologię analiz, nazewnictwo i liczbę fanów, nikt w obiektywny sposób nie udowodnił, że jedna góruje nad drugą. Wciąż więc żywe jest pytanie – technika czy fundamenty? Najwyższy czas znaleźć odpowiedź.
Ani kreska, ani raport
Przy dzisiejszym zaawansowaniu narzędziowym obu metod próba odpowiedzi na nurtujące nas pytanie jest jak walka z wiatrakami. Przecież pod dwubiegunowym podziałem – technika i fundamenty – kryje się tak naprawdę mnóstwo podejść, które tylko u podstaw mają analizę wykresu lub czytanie raportów finansowych. Wielu „spekulantów" korzysta przecież z zaawansowanych programów komputerowych do budowy automatycznych robotów inwestycyjnych, a niejeden „inwestor" posiada własny model ekonometryczny prognozujący ceny na podstawie danych makroekonomicznych. Pierwszych śmiało można nazwać programistami, a drugich ekonomistami. Dlatego wrzucanie wszystkich do dwóch „worków" i dokonywanie porównań nie ma sensu. Dylemat – technika czy fundamenty, sprowadza się tak naprawdę do indywidualnego wyboru i nie chodzi w tym wyborze o selekcję metody lepszej, ale o selekcję tej, która lepiej pasuje do naszego charakteru i preferencji. Jednym bliżej do Warrena Buffeta, a innym do Jima Simmonsa. Jedni preferują biznesowe podejście do giełdy, a inni wolą „zabawę cyferkami". Mało tego, są też tacy, którzy stosują hybrydę – fundamenty pomagają im wybrać odpowiedni rynek, a technika podpowiada, kiedy na niego wejść i kiedy z niego uciekać. Każdy powinien znaleźć taką metodę inwestycyjną, którą będzie gotów obdarzyć zaufaniem i konsekwentnie stosować się do jej wytycznych. Dzięki takiej „współpracy" pokonanie rynku staje się bardziej prawdopodobne niż w sytuacji, gdy zdajemy się na łaskę przypadku lub korzystamy z niesprawdzonej metody.
Nie od razu Kraków zbudowano
Wybór metody inwestycyjnej nie jest niestety sprawą łatwą. Rzadko się zdarza, by ktoś rozpoczynał giełdową karierę z jasno sprecyzowanym sposobem gry. Selekcja jest zazwyczaj rozciągniętym w czasie procesem, okupionym licznymi zwycięstwami i porażkami, podejmowaniem prób i uczeniem się na błędach. W ten sposób nabywa się niezbędnego doświadczenia i wypracowuje swoje indywidualne podejście. Przed rozpoczęciem poszukiwań warto jednak zdać sobie sprawę z kilku kwestii dotyczących długości okresu inwestycji, które mogą skrócić ten proces.
Wybór horyzontu czasowego, w którym będziemy inwestować, odgórnie skazuje nas na konkretne techniki gry. – Nie da się ukryć, że inwestorzy, którzy grają w krótkim horyzoncie czasowym, używają tylko analizy technicznej. Fundamenty nie zmienią się przecież w ciągu kilku godzin czy kilku dni. Schodząc więc do krótkiego okresu inwestorzy muszą podejmować decyzje na podstawie wyglądu wykresu – powiedział Krzysztof Borowski z SGH w wywiadzie udzielonym „Parkietowi" kilka miesięcy temu. Faktycznie ciężko sobie wyobrazić, by day trader chodził na spotkania z zarządem danej spółki lub czytał sprawozdania finansowe. Jego bardziej interesują dynamiczne zmiany cen, od których uzależnia wybór poziomów dla zleceń kupna i sprzedaży. Im większa jest więc nasza częstotliwość zawierania transakcji, tym bardziej powinniśmy się kierować w stronę szeroko pojętych metod analizy technicznej. Od wyboru wskaźników, sposobu zarządzania kapitałem i wielkością ryzyka będą zależeć nasze wyniki inwestycyjne.