Teza, że korekta spadkowa w pierwszych miesiącach roku była okazją do akumulowania akcji, okazała się słuszna. WIG w świetnym stylu odrobił całe straty i naruszył szczyt z początku stycznia. O ile w krótkim terminie mocny skok w górę rodzi ryzyko zadyszki (zwłaszcza z uwagi na niebezpiecznie wysoki poziom optymizmu na rynku według ankiety Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych – odsetek byków sięgnął 63,8 proc.), o tyle obrót wydarzeń w ostatnich tygodniach z natury kieruje uwagę na następny poziom, z którym mógłby w dalszej kolejności zmierzyć się WIG. Poziomem tym jest szczyt z kwietnia 2011 r. na wysokości 50 371 pkt. Rzecz jasna, znaczenie techniczne i psychologiczne tego poziomu jest dużo większe niż pokonanej właśnie górki z początku bieżącego roku. Choćby dlatego, że po ustanowieniu tego szczytu w kwietniu 2011 roku WIG osunął się w ciągu następnego pół roku nawet o 27 proc. Bez względu na to, jak nazwiemy tamten dramatyczny okres (można znaleźć argumenty zarówno za tym, że była to „jedynie" mocna korekta hossy lub jednorazowy krach, jak i za tym, że była to kolejna cykliczna bessa, tyle że o mniejszej sile rażenia niż choćby ta z 2008 r.), nie ulega wątpliwości, że konsekwencje tamtej „wyrwy" na wykresie inwestorzy odczuwają do dziś.
Perspektywa zderzenia WIG z poziomem o tak dużym ciężarze gatunkowym skłania do głębszej refleksji. Z jednej strony, skoro indeks przebył już całkiem długą drogę od dołka sprzed roku (zwyżka przekroczyła w najlepszym momencie 30 proc.), to, czy zderzenie ze szczytem z 2011 r. nie będzie finalnym momentem trendu zwyżkowego? Z drugiej, gdyby spadki notowań z 2011 r. traktować jedynie jako korektę wcześniejszej hossy, to logiczne byłoby, że WIG nie tylko odrobi tamte straty w całości, ale też potem ustanowi nowe szczyty tejże hossy.
Być może więcej światła na tę kwestię rzuci proste zestawienie. Porównajmy pod różnymi względami obecną sytuację na warszawskim parkiecie oraz w gospodarce z tą z wiosny 2011 roku, kiedy WIG przekraczał próg 50 tys. pkt, co jak się później okazało, było już ostatnim akcentem zwyżek przed nadciągającym sztormem.
Gdyby z takiego porównania wynikało, że obie sytuacje są uderzająco podobne, byłoby to niemal równoznaczne z groźbą powtórki dramatu z drugiej połowy 2011 r. Czy tak jest faktycznie? Poniżej prześledźmy kilka wybranych wskaźników.
1. Tempo wzrostu gospodarczego
Obecnie: