Strefa euro nie jest zagrożona

Rozmowa z Peterem B. Kenenem, profesorem ekonomii na Uniwersytecie Princeton

Aktualizacja: 27.02.2017 03:07 Publikacja: 12.02.2011 01:58

Peter B. Kenen - Profesor Kenen (79 l.) jest wykładowcą ekonomii i finansów międzynarodowych na Uniw

Peter B. Kenen - Profesor Kenen (79 l.) jest wykładowcą ekonomii i finansów międzynarodowych na Uniwersytecie Princeton i badaczem Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR). Wcześniej uczył m.in. na nowojorskim Uniwersytecie Columbia. Był także członkiem elitarnej Grupy Trzydziestu zrzeszającej najwybitniejszych ekonomistów i ludzi finansów, a także doradcą m.in. Departamentu Skarbu, Rezerwy Federalnej, MFW i ONZ. GS

Foto: GG Parkiet

[b]Jest pan znany z pracy nad teorią optymalnych obszarów walutowych, która legła u podstaw europejskiej unii walutowej. Co z tej perspektywy można powiedzieć o kryzysie fiskalnym w strefie euro?[/b]

Kryzysy w Grecji, Irlandii i Portugalii, choć zbiegły się w czasie, mają inne, specyficzne dla tych krajów przyczyny. W pierwszym przypadku ma on charakter fiskalny. Grecja ma bardzo nieefektywny system poboru podatków, a jej deficyt budżetowy wymknął się spod kontroli. Irlandia z kolei cierpi z powodu przerostu systemu bankowego w stosunku do wielkości kraju.

Dlatego uogólnianie tych przypadków na całą strefę euro i alarmowanie, że stanowią dla niej poważne wyzwanie i zagrażają jej istnieniu, to przesada. Przyznaję, że strefa euro jako ciało kolektywne zbyt wolno zareagowała na te kryzysy i nie dysponowała odpowiednimi narzędziami, aby sobie z nimi poradzić. Nie uważam jednak, że to stanowi zagrożenie dla długoterminowej witalności tego projektu, która zależy przede wszystkim od krajów z rdzenia eurolandu. Te są bowiem w dobrej kondycji.

[b]Czyli nie jest prawdą, że niektóre z kryteriów optymalnego obszaru walutowego, np. pełna mobilność siły roboczej, nie zostały w Europie spełnione?[/b]

Nie sądzę. Jak przyznałem, strefa euro jako zbiorowość zbyt wolno zareagowała na kryzys, bo się go nie spodziewała. Ale z drugiej strony, utworzenie w tych warunkach w ciągu kilku tygodni Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej (EFSF), który jest rozsądnym projektem, było dość imponujące. To, że kraje strefy euro usiłują wspólnie radzić sobie z problemami, to oznaka jej zdrowia, a nie słabości. Między Francją, Niemcami i innymi krajami nie ma oczywiście pełnej zgody co do tego, co należy zrobić, a liderzy tych państw w swoich decyzjach są ograniczani wewnętrzną polityką, ale tym bardziej trzeba docenić, że w ogóle współpracują.

Pewnym zaskoczeniem było dla mnie włączenie do unijnych mechanizmów pomocowych Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To jednak także nie świadczy o słabości strefy euro. Według mnie Brukseli nie zależało na dodatkowych pieniądzach, tylko na gwarancji, że w zamian za pomoc państwa spełnią pewne warunki dotyczące polityki fiskalnej. W przeciwieństwie do MFW strefa euro nie posiada bowiem uprawnień, aby takie warunki narzucać.

[b]Czy spodziewa się pan, że najbardziej zadłużone państwa strefy euro prędzej czy później będą musiały zrestrukturyzować swoje zadłużenie? I czy oznaczałoby to dla eurolandu katastrofę?[/b]

Jest dla mnie oczywiste, że w przypadku Grecji i Portugalii restrukturyzacja jest niezbędna. Co do Irlandii nie jestem przekonany, bo tam kłopoty sprawia zadłużenie banków, a nie rządu. To pewne uproszczenie, ale uważam, że ta różnica jest istotna. Tak czy inaczej, wbrew alarmistycznym komentarzom, restrukturyzacja nie pogrąży strefy euro. Przeciwnie, z kryzysu wyjdzie ona wzmocniona: bardziej skoordynowana i dysponująca mechanizmami stabilizacyjnymi.

[b]Uchodzi pan za orędownika płynnych kursów walutowych. Czy z tego stanowiska nie należałoby zachęcać Irlandii i Grecji do opuszczenia eurolandu? Z ich perspektywy kurs euro nie jest płynny w tym sensie, że nie odzwierciedla kondycji ich gospodarek, a wielu ekonomistów wskazuje, że słabsza waluta by im pomogła.[/b]

To skomplikowane zagadnienie. Płynny kurs wymiany jest bardzo pożyteczny w krajach, które mają dużą nierównowagę w ekonomicznych stosunkach z zagranicą. Gdy gospodarka ma duży deficyt na rachunku obrotów bieżących, a waluta nie może się osłabić, niezbędne jest bolesne dopasowanie, które ogranicza konsumpcję wewnętrzną. Dlatego rezygnacja z autonomicznej polityki pieniężnej to bardzo poważny krok.

Ale, parafrazując amerykańskie powiedzenie, jeśli Grecja i Irlandia chcą uzyskać walutową niezależność, to są w złym punkcie wyjścia. Ich narodowe waluty gwałtownie osłabiłyby się wobec euro, zmuszając banki centralne do zaostrzenia polityki pieniężnej, aby walczyć z inflacyjnymi konsekwencjami tej deprecjacji. Koszty w postaci spowolnienia wzrostu gospodarczego i wyższej stopy bezrobocia przewyższyłyby korzyści z monetarnej autonomii. Poza tym, skoczyłby koszt obsługi denominowanego w euro długu tych państw, co pogłębiłoby ich problemy budżetowe.

[b]Czy po tych doświadczeniach strefy euro zalecałby pan integrację walutową innym regionom, które to rozważają, np. krajom Azji Południowo-Wschodniej czy Zatoki Perskiej?[/b]

Byłbym ostrożny, zalecając im tę samą drogę, którą poszła Europa. Głównie dlatego, że siła instytucji, na których opiera się europejska wspólnota, jest czymś unikalnym. Unia walutowa to bowiem coś więcej niż tylko wspólna jednostka płatnicza. U jej podstaw leżą tradycje formalnej współpracy, które w innych regionach świata nie istnieją. Nie wyobrażam sobie, aby gdziekolwiek indziej kraje były gotowe oddać instytucjom ponadnarodowym taką część prerogatyw, jak w Europie. Stosunkowo silna tradycja współpracy, poparta istniejącymi dziś instytucjami, istnieje w Azji Południowo-Wschodniej. Ale w Europie nawyki współpracy rozpoczęły się już po II wojnie światowej, wraz z planem Marshalla czy Europejską Wspólnotą Węgla i Stali. To nie ma swoich odpowiedników w innych częściach świata.

[b]A czy kraje Europy Środkowo-Wschodniej są gotowe na członkostwo w strefie euro? I czy unia walutowa jest przygotowana na kolejne akcesje?[/b]

Proces wprowadzania euro w krajach Europy Środkowo-Wschodniej będzie wolny i tak być powinno. Systemy finansowe w waszym regionie oraz reżimy fiskalne muszą dojrzeć. Jedną z lekcji z obecnego kryzysu w strefie euro jest bowiem to, że kraje z jej obrzeży nie miały takich tradycji prowadzenia polityki fiskalnej, jak kraje rdzenia.

[b]Zmieńmy temat. Chiński prezydent Hu Jintao oświadczył podczas styczniowej wizyty w USA, że „światowy system walutowy zdominowany przez dolara jest produktem przeszłości”. Czy to nie za mocne stwierdzenie?[/b]

W pewnym sensie to prawda. Zdominowany przez dolara system walutowy, który się wyłonił po II wojnie światowej, m. in. w związku ze wspomnianym planem Marshalla, a następnie zimną wojną, był dość unikalny. Wprawdzie w XIX w. wiodącą walutą był funt brytyjski, ale nawet wówczas istniały inne jednostki płatnicze o dużym międzynarodowym znaczeniu, np. frank. Dziś znów zmierzamy w kierunku reżimu wielowalutowego, w którym z dolarem konkurują takie waluty, jak euro czy juan. Ta ostatnia nie jest jeszcze w pełni wymienialna, ale będzie ważnym komponentem rodzącego się systemu.

[b]Gdy powstała strefa euro, wiele osób oczekiwało, że ta waluta szybko stanie się równorzędną dolarowi walutą rezerwową. Nic takiego jednak nie nastąpiło, podobno dlatego, że Unia Europejska o to nie zabiegała, obawiając się, że oznaczałoby to aprecjację euro. Być może z juanem będzie tak samo?[/b]

Euro jest dziś drugą najważniejszą walutą rezerwową, mającą niespełna 30-proc. udział w światowych rezerwach walutowych. Ale udział ten od początku jej istnienia niewiele się zmienił i jest zbliżony do łącznego udziału wszystkich walut, które zastąpił. Według mnie wynika to z tego, że euro jest traktowane jako waluta rezerwowa głównie w Europie Środkowo-Wschodniej i w północnej Afryce, co wynika z siły powiązań gospodarczych tych regionów z Europą Zachodnią. Waluta ta nie jest jednak popularna w Azji czy Ameryce Łacińskiej. W dużej mierze euro jest więc walutą regionalną.

[b]Prezydent Francji Nicolas Sarkozy reformę systemu walutowego uczynił priorytetem swojego przewodnictwa w G20, które trwa tylko rok. Ile czasu potrzeba na wypracowanie wspomnianego przez pana wielobiegunowego systemu walutowego?[/b]

To, że Chiny bardzo powoli posuwają się w kierunku pełnej wymienialności juana, wynika m.in. z tego, że ich system bankowy jest wciąż bardzo niedojrzały. Waluta ta nabierze znaczenia dopiero wtedy, gdy system ten się rozwinie, a kontrola przepływów kapitałowych zostanie poluzowana. Zanim jednak stanie się walutą o światowej wadze, miną dwie albo trzy dekady.

[b]Część ekonomistów wskazuje, że obecny system walutowy skutkuje globalną nierównowagą finansową, która była jedną z przyczyn ostatniego kryzysu. Czy da się tę nierównowagę zlikwidować, nie czekając dekad na transformację systemu walutowego?[/b]

Według mnie problem globalnej nierównowagi jest w dużej mierze niezależny od struktury systemu walutowego. Jest skutkiem tego, że USA znacząco zwiększyły swój import z Chin, a one zwiększyły swój eksport. Źródła tego zjawiska mają specyficzne dla tych dwóch państw przyczyny. Jedną z najważniejszych z nich jest to, że Chiny zbyt długo sztucznie zaniżają kurs juana. Problem nierównowagi w handlu między USA i Chinami byłby trudny do rozwiązania bez aprecjacji tej waluty, nawet jeśli ona sama w sobie nie będzie wystarczającym remedium. W tej kwestii zgadzam się z Waszyngtonem.

[b] Obecnie jednak więcej państw skarży się na politykę Waszyngtonu, a nie Pekinu. Przedmiotem krytyki jest szczególnie ilościowe luzowanie polityki pieniężnej (QE) przez Fed. Brazylijski minister finansów Guido Mantega twierdzi, że w rzeczywistości jest to polityka handlowa, a nie pieniężna. Czy zgadza się pan z tym twierdzeniem?[/b]

Ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej to tymczasowe rozwiązanie, wynikające z kondycji amerykańskiej gospodarki. Mam wrażenie, że jego waga jest wyolbrzymiana w międzynarodowej debacie. Rozumiem jednak uwagi Mantegi. QE wpływa na kurs dolara, a przez to przepływy handlowe. Ma więc pewne cechy polityki handlowej. Ale określanie jej w ten sposób rodzi pytanie, czy narusza ona reguły międzynarodowego handlu? Obecnie reguły te nie obejmują tego typu polityki. Nawet jeśli działania Fedu mają niepożądane skutki dla świata zewnętrznego, to nie istnieją żadne normy określające, jakie strategie polityki pieniężnej są dopuszczalne, a jakie nie. I długo takich norm nie będzie. Banki centralne w wielu państwach są niezależne, więc międzynarodowe instytucje nie mogą narzucać im reguł.

[b]Rządy wielu państw wschodzących próbują się bronić przed gwałtownymi wahaniami kursów swoich walut, wynikającymi m.in. z luźnej polityki pieniężnej USA. Czy świat potrzebuje, jak się ostatnio sugeruje, reguł dla tego typu interwencji?[/b]

Świat jest daleki od ustalenia reguły gry w dziedzinie polityki walutowej. Nie ma obecnie instytucji, która mogłaby je egzekwować, więc musiałyby opierać się na nieformalnych porozumieniach państw i ich koordynacji. Tej zaś mamy obecnie niedostatek.

[b]Dziękuję za rozmowę.[/b]

Fot. Princeton University, Office of Communications, Denise Apllewhite

Analizy rynkowe
Spółki z potencjałem do portfela na 2025 rok. Na kogo stawiają analitycy?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Analizy rynkowe
Prześwietlamy transakcje insiderów. Co widać między wierszami?
Analizy rynkowe
Co czeka WIG w 2025 roku? Co najmniej stabilizacja, ale raczej wzrosty
Analizy rynkowe
Marże giełdowych prymusów w górę
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Analizy rynkowe
Tydzień na rynkach: Rajd św. Mikołaja i bitcoina
Analizy rynkowe
S&P 500 po dwóch bardzo udanych latach – co dalej?