[b]Jest pan znany z pracy nad teorią optymalnych obszarów walutowych, która legła u podstaw europejskiej unii walutowej. Co z tej perspektywy można powiedzieć o kryzysie fiskalnym w strefie euro?[/b]
Kryzysy w Grecji, Irlandii i Portugalii, choć zbiegły się w czasie, mają inne, specyficzne dla tych krajów przyczyny. W pierwszym przypadku ma on charakter fiskalny. Grecja ma bardzo nieefektywny system poboru podatków, a jej deficyt budżetowy wymknął się spod kontroli. Irlandia z kolei cierpi z powodu przerostu systemu bankowego w stosunku do wielkości kraju.
Dlatego uogólnianie tych przypadków na całą strefę euro i alarmowanie, że stanowią dla niej poważne wyzwanie i zagrażają jej istnieniu, to przesada. Przyznaję, że strefa euro jako ciało kolektywne zbyt wolno zareagowała na te kryzysy i nie dysponowała odpowiednimi narzędziami, aby sobie z nimi poradzić. Nie uważam jednak, że to stanowi zagrożenie dla długoterminowej witalności tego projektu, która zależy przede wszystkim od krajów z rdzenia eurolandu. Te są bowiem w dobrej kondycji.
[b]Czyli nie jest prawdą, że niektóre z kryteriów optymalnego obszaru walutowego, np. pełna mobilność siły roboczej, nie zostały w Europie spełnione?[/b]
Nie sądzę. Jak przyznałem, strefa euro jako zbiorowość zbyt wolno zareagowała na kryzys, bo się go nie spodziewała. Ale z drugiej strony, utworzenie w tych warunkach w ciągu kilku tygodni Europejskiego Mechanizmu Stabilizacji Finansowej (EFSF), który jest rozsądnym projektem, było dość imponujące. To, że kraje strefy euro usiłują wspólnie radzić sobie z problemami, to oznaka jej zdrowia, a nie słabości. Między Francją, Niemcami i innymi krajami nie ma oczywiście pełnej zgody co do tego, co należy zrobić, a liderzy tych państw w swoich decyzjach są ograniczani wewnętrzną polityką, ale tym bardziej trzeba docenić, że w ogóle współpracują.