Bałtycka szkoła kryzysowego survivalu

Państwa bałtyckie przetrwały nie tylko ciężki okres, ale również utrzymały w ryzach finanse publiczne. Wkrótce mogą się znowu rozwijać szybciej niż Polska. Czy stanowią one jednak dobry wzór do naśladowania dla reszty Unii Europejskiej? Na pewno nikt nie chce iść ich drogą

Aktualizacja: 26.02.2017 23:11 Publikacja: 26.03.2011 06:55

Premier Estonii Andrus Ansip (z prawej) oraz premier Łotwy Valdis Dombrovskis dokonali rzeczy wydawa

Premier Estonii Andrus Ansip (z prawej) oraz premier Łotwy Valdis Dombrovskis dokonali rzeczy wydawałoby się niemożliwej – wygrali wybory, po tym gdy przeprowadzili drakońskie cięcia fiskalne. Wciąż cieszą się dużym zaufaniem wyborców. Fot. bloomberg

Foto: Archiwum

W krajach bałtyckich doszło do zdarzeń, które nie mieszczą się w głowach mieszkańców Europy Zachodniej. Najpierw po latach boomu gospodarczego Litwa, Łotwa i Estonia pogrążyły się w bardzo głębokiej recesji. Łotewski PKB spadł w 2009 r. aż o 18 proc., estoński o 13,9 proc., a litewski o 14,7 proc. Rządy tych państw zdecydowały się wówczas na drakońskie zaciskanie pasa, choć eksperci ostrzegali, że w wyniku tego przez wiele lat nie wygrzebią się z recesji. Mimo to łotewski rząd przeforsował od końca 2008 r. oszczędności fiskalne warte 16 proc. PKB, litewski warte 12 proc., a estoński stanowiące 9 proc. PKB. Pasa zaciskano tam mocniej niż w Grecji (oszczędności fiskalne wynoszące 14 proc. rozłożone na pięć lat) oraz w Hiszpanii (oszczędności warte 8,2 proc. PKB między 2009 a 2013 r.). Jednakże, w odróżnieniu od państw z południa strefy euro, cięcia nie doprowadziły do niekończących się strajków generalnych, zamieszek i aktów skrajnie lewicowego terroryzmu. (Nie licząc krótkich zamieszek w Rydze i Wilnie w 2009 r.). Co więcej, partie rządzące na Łotwie i w Estonii odpowiedzialne za drastyczną politykę fiskalną zostały nagrodzone przez naród przy wyborczych urnach – w Europie Zachodniej coś nie do pomyślenia. Czy więc w Rydze jest inne powietrze niż w Atenach? Czy też terapia szokowa w krajach bałtyckich zakończyła się sukcesem?

[srodtytul]Obiekt zazdrości[/srodtytul]

– Estonia poradziła sobie z kryzysem w godny podziwu sposób – twierdzi niemiecka kanclerz Angela Merkel. Z pewnością zazdrości estońskiemu premierowi Andrusowi Ansipowi. W wyborach przeprowadzonych na początku marca jego centroprawicowa Partia Reform wraz z koalicyjnym Związkiem Ojczyzny i Republiki zdobyła łącznie 56 miejsc w 101-osobowym parlamencie. Cztery lata wcześniej stronnictwa te zdobyły tylko 50 mandatów. W październiku zeszłego roku zdecydowane zwycięstwo wyborcze odniosła na Łotwie centroprawicowa koalicja premiera Valdisa Dombrovskisa. Obaj premierzy rządzili w czasie największego kryzysu od 20 lat i zostali nagrodzeni przez wyborców za swoją politykę. Natomiast notowania rządu Merkel mocno spadają, choć niemiecka gospodarka radzi sobie bardzo dobrze. Kanclerz RFN musi się również czuć lekko poirytowana, gdyż przywódcy takich krajów, jak Grecja, Irlandia, a nawet Francja skarżą się jej, że nie mogą przyspieszyć reform gospodarczych z powodu oporu społecznego.

Oczywiście to, że dotychczasowe ekipy wygrały wybory parlamentarne na Łotwie i w Estonii, to w dużej mierze efekt tego, że Bałtowie boją się jak ognia zwycięstwa wyborczego stronnictw Rosjan i oligarchów. Na dobry wynik wyborczy partii Ansipa duży wpływ miał więc skandal z finansowaniem przez Kreml lidera opozycji Edgara Saavisara. Ale w ostatnich wyborach dały o sobie znać również czynniki ekonomiczne. Estonii udało się bowiem, dzięki cięciom fiskalnym, wejść z dniem 1 stycznia 2011 r. do strefy euro. Litwa i Łotwa twardo dążą do tego celu, choć mają małe szanse, że osiągną go w najbliższych latach.

– Cudzoziemcy mogą być zaskoczeni, że nie ukaraliśmy rządu za cięcia budżetowe i podwyżki podatków. Jednakże ludzie tutaj rozumieją, że jesteśmy małą gospodarką, a oszczędności fiskalne były potrzebne, byśmy wstąpili do strefy euro – wskazuje Peter Priisalm z estońskiego Avaron Asset Management.

– Litwa, Łotwa i Estonia to trzy małe kraje, które chcą się jak najmocniej związać z Unią Europejską i ze strefą euro. Jest to w dużej mierze związane z ich dramatycznymi doświadczeniami historycznymi w XX w., rosyjskimi i niemieckimi okupacjami. Tym można częściowo tłumaczyć determinację, z jaką kraje te trzymały się celu, jakim było przystąpienie do eurolandu – mówi „Parkietowi” Nigel Rendell, strateg ds. rynków wschodzących w Royal Bank of Canada.

Ale nie tylko kwestia przyjęcia euro przyczyniła się do poparcia udzielonego przez obywateli rządom. Swoje zrobiło również ożywienie gospodarcze, powoli odczuwane już przez Bałtów. PKB Litwy wzrósł w czwartym kwartale 2010 r. o 4,8 proc., Łotwy o 3,6 proc., a Estonii o 6,7 proc. W tym roku ich gospodarki odnotują stabilny wzrost. Według prognoz Komisji Europejskiej wynoszący od 2,8 do 4,4 proc.

– Wszystkie trzy państwa bałtyckie przechodzą już przez okres ożywienia gospodarczego, napędzanego głównie przez eksport. Oczywiście ich sytuacja nie jest różowa. Bezrobocie jest nadal wysokie, popyt wewnętrzny pozostawia wiele do życzenia, a inflacja jest coraz wyższa. Mimo wszystko w przyszłym roku litewska gospodarka może się rozwijać szybciej niż polska. Spodziewamy się, że PKB Litwy wzrośnie wówczas o jakieś 3–3,5 proc. – prognozuje w rozmowie z „Parkietem” Lars Christensen, szef działu strategii rynków wschodzących w Danske Banku.

Kraje bałtyckie są również coraz lepiej postrzegane przez inwestorów. OMX Tallinn, główny indeks estońskiej giełdy, zyskał przez cały zeszły rok aż 72,6 proc. Był wówczas najszybciej rosnącym wskaźnikiem giełdowym świata. OMX?Riga oraz OMX Vilnius zyskały wówczas odpowiednio 41,1 proc. oraz 56,4 proc. i znalazły się w pierwszej dziesiątce najlepszych indeksów?świata. Warszawski WIG20 wzrósł tylko o 14,9proc., a grecki ASE  spadł o 41 proc.

Dobrze o krajach bałtyckich świadczy również koszt ich CDS, czyli instrumentów finansowych zabezpieczających przed bankructwem dłużnika. Zazwyczaj im on wyższy, tym bardziej rynek uważa za prawdopodobne bankructwo emitenta długu. Dwa lata temu uznawali państwa bałtyckie za potencjalnych bankrutów. Koszt estońskich CDS przekraczał 700 punktów bazowych, litewskich 800 pb., a łotewskich 1100 pb. Teraz koszt estońskich nieco przekracza 92 pb. i jest zbliżony do kosztu francuskich CDS. W przypadku litewskich i łotewskich jest on zbliżony do 240 pb., czyli wynosi nieco mniej niż w przypadku Węgier (około 260 pb.). To bardzo mało, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Łotwa musiała w 2008 r. skorzystać z międzynarodowej pomocy finansowej, by uniknąć bankructwa.

I nic dziwnego, że doszło do tak radykalnej poprawy postrzegania krajów bałtyckich przez?inwestorów. Estonia świeci przecież przykładem na całą Unię, jeśli chodzi o kondycję finansową. Jej dług publiczny wyniósł w zeszłym roku jedynie 8 proc. PKB, a w budżecie deficyt wynosi jedynie 1 proc. PKB. Stan finansów publicznych Łotwy i Litwy jest o wiele gorszy, ale i tak lepszy od średniej unijnej i kondycji fiskalnej Polski.

[srodtytul]Terapia szokowa[/srodtytul]

Ekonomiści zgadzają się co do tego, że kraje bałtyckie bardzo zręcznie zdołały przeprowadzić bolesne reformy fiskalne i nie uciekały przed podejmowaniem trudnych decyzji, zasłaniając się kryzysem. Czy powinny więc one stanowić wzór do naśladowania dla pozostałych krajów Unii Europejskiej? Tutaj zdania są podzielone.

– To bardzo małe gospodarki, silnie zależne od eksportu. W większych krajach tak drastyczne cięcia fiskalne byłyby bardzo trudne do przeprowadzenia. Nie zdecydowałby się na to żaden rząd, gdyż wkrótce potem zostałby przez obywateli wyrzucony na ulicę – wskazuje Rendell.

– Trudno sobie wyobrazić mieszkańca Europy Zachodniej, który zgadza się na obniżkę płacy o takiej skali, jaka dotykała w ostatnich latach obywateli państw bałtyckich. Kryzys na Litwie, w Łotwie i Estonii i tak był jednak łagodniejszy niż na początku lat 90. – mówi Hardo Pajula, ekonomista z tallińskiego oddziału banku SEB.

– Kraje bałtyckie nie nadają się na wzór do naśladowania dla reszty Europy z tego względu, że wcześniej wpadły w ogromne tarapaty gospodarcze, które zmusiły je do dużych cięć fiskalnych. Ale państwom tym należy się uznanie za to, w jaki?sposób zdołały sobie poradzić z kryzysem. One, w odróżnieniu od wielu innych krajów, przynajmniej podjęły wysiłki zmierzające do naprawy finansów publicznych. Ich przykład wskazuje również, że obywatele nie muszą w wyborach pozbawić władzy rządu, który zdecydował się na konsolidację fiskalną. To ważna wskazówka, również dla polskiego rządu – twierdzi Christensen.

Bloomberg

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty