Może się oczywiście okazać, że tym razem będzie inaczej, ale na razie traktuję ostatnie wydarzenia jako element układanki podobnej to tej, z jaką mieliśmy do czynienia już dwukrotnie w ciągu ostatnich trzech lat. Przechodzimy przez kolejną odsłonę eurokryzysu połączonego z obawami o spowalnianie gospodarcze, a nawet nawrót światowej recesji (wykres 1).
Dziwnym zrządzeniem losu po wyjściu z recesji lat 2008–2009 co roku powtarzał się podobny schemat zdarzeń. W ?I?kwartale zwyżkom giełdowym towarzyszyło rosnące przeświadczenie inwestorów o tym, że stan światowej (czyli w gruncie rzeczy amerykańskiej i niemieckiej) gospodarki staje się solidnym fundamentem dla aprecjacji kursów akcji. Niestety, za każdym razem kolejne miesiące przynosiły wiele niekorzystnych informacji – najpierw o problemach Grecji i tym samym całej Europy, a później o ryzyku nadchodzącego uderzenia drugiej fali recesji w gospodarce. Niedługo po tym, jak pierwsze strony gazet ostrzegły wszystkich przed nadciągającą katastrofą, rynki akcji powoli zaczynały odżywać. W kolejnych miesiącach roku główne światowe indeksy giełdowe pozostawały w trendzie wzrostowym, pomimo ciągłego szumu medialnego wokół zmagań Europy z kryzysem zadłużeniowym. Również w tym roku, gdy w lutym i w marcu wydawało się, że zwyżki na giełdzie dyskontują znacznie lepsze, niż sądzono perspektywy światowej gospodarki, przyszło majowe przebudzenie i ponownie na pierwszych stronach gazet pojawił się główny aktor finansowego dramatu strefy euro, czyli Grecja.
Sygnały z USA
Posługując się znanym już z poprzednich lat schematem można spokojnie założyć, że uwagę mediów w najbliższych tygodniach, poza sprawą powrotu Grecji do drachmy, przykują pogarszające się dane ekonomiczne napływające z całego świata. Nie jestem przekonany, czy po trzech latach od recesji z 2009 roku, użycie po raz kolejny określenia „podwójne dno" w gospodarce, ma jeszcze sens, ale być może ukute zostanie nowe sformułowanie.
Wpisując się w ogólny trend również amerykański rynek akcji zaczyna powielać obserwowany już wcześniej scenariusz. Indeks S&P500 ponownie zderzył się z 200-sesyjną średnią, której dynamiczne przebicie w dół zarówno w 2010, jak i 2011 roku miało dać początek wielkiemu rynkowi niedźwiedzia. Jak wiemy skończyło się tylko na strachu. Uważam, że sytuacja ta może się powtórzyć.
Tych ciekawych analogii można się doszukać także w danych płynących z amerykańskiej gospodarki, której dalszy rozwój stanął nagle pod znakiem zapytania. Zarówno wskaźnik ECRI, jak i indeksy aktywności ekonomicznej ISM (podobnie jak to miało miejsce w latach 2010 i 2011) zaczynają wskazywać na hamowanie gospodarki. Jednak, moim zdaniem, to nie będzie zmiana trendu, tylko spowolnienie wzrostu.