Chciałbym mieć nadzieję, że w wyniku tych prac przedsiębiorcom będzie lżej, że rzeczywiście raportowanie zostanie uproszczone, ale obawiam się, że po raz kolejny stracimy szansę na skok cywilizacyjny, który byłby rezultatem daleko idących ułatwień zarówno dla biznesu, jak i administracji.
Moje sceptyczne podejście wynika z nastawienia organizatorów tych prac – najprawdopodobniej prowadzone będą działania wycinkowe, a przez to poszczególne wymogi jeszcze bardziej się „rozjadą" w odniesieniu do terminów, zakresu, formy etc. Najważniejsze jest jednak to, że zmianie nie ulegnie pewien paradygmat – że spółki muszą raportować do ZUS, US, GUS, ŚM US w takich terminach, w takim zakresie i w takiej formie, jak te instytucje sobie życzą, bez uwzględniania kosztów wypełniania takich wymogów, możliwości uzyskania określonych danych w inny sposób, czy wręcz zasadności otrzymywania niektórych informacji, pozyskiwanych na wszelki wypadek.
Prace koncentrują się na analizie, w jakim zakresie można ograniczyć raportowanie w poszczególnych obszarach. Chodzi o „wyszarpywanie" drobnych ochłapów. A przecież najważniejsze są inne kwestie: czy koniecznie spółki muszą raportować w różnych terminach? W różnych formatach? Pod różne adresy? I czy w ogóle muszą wielokrotnie raportować? Oczywiście należy jasno stwierdzić, że administracja z różnych względów potrzebuje różnych danych. I skądś musi je wziąć. Zgoda. Ale czy rzeczywiście jedyną możliwością uzyskania tych danych jest zmuszanie spółek do wielokrotnego raportowania?
Problem polega na tym, że administracja nie czuje, kto jest jej klientem, bo nie ma żadnego mechanizmu, który wymuszałby jakąkolwiek efektywność w poszukiwaniu informacji. Czy jakakolwiek firma ośmieliłaby się poprosić swojego klienta, aby przekazywał jej wielokrotnie dane, które ona już posiada? Nawet jeśli, to szybko by tego klienta straciła. Administracja jednak nie straci, bo ma monopol, a nawet więcej – przymus korzystania z jej usług. A warto podkreślić, że przecież w istocie administracja płaci za te dane. Nie wprost, ale pośrednio jak najbardziej – cierpi na tym cała gospodarka i budżet. Wyliczenia ekspertów odnośnie do kosztów obciążeń administracyjnych, różne rankingi dotyczące swobody prowadzenia biznesu wskazują jednoznacznie – jest bardzo źle. Wielu przedsiębiorców nie może rozwinąć skrzydeł z uwagi na te utrudnienia administracyjne, a wielu innych nie zainwestuje w Polsce.
Może zatem zamiast mozolnej walki o każdy strzęp informacji, termin czy format, konsultacji planowanych zmian z wieloma urzędami, modyfikacji dziesiątek ustaw, wystarczyłoby wprowadzić tylko jedną regulację – że nie wolno od spółki żądać informacji, którą spółka ta już wcześniej administracji przekazała? Albo pójść jeszcze dalej – spółka zobowiązana byłaby do przekazywania jednego raportu, a poszczególne instytucje i osoby miałyby do niego dostęp w określonym zakresie. Do części informacji miałyby dostęp organy skarbowe, do innych ZUS, dane statystyczne mogłyby być automatycznie agregowane, tak aby ograniczyć przekazywanie danych jednostkowych do GUS. Jeszcze inne dane byłyby dostępne dla organu (organów) nadzoru nad danym obszarem funkcjonowania rynku, a część informacji byłaby dostępna publicznie. W przypadku spółek giełdowych zdecydowana większość danych zawarta jest w raportach okresowych. Może zatem drobna modyfikacja ich zakresu pozwoliłaby uniknąć konieczności raportowania na rzecz niektórych innych instytucji? Jeden „przeraport" rozwiązałby problem.