Brytyjska rodzina królewska od pewnego czasu znów znajduje się w centrum uwagi, zarówno samych Wyspiarzy, jak i reszty świata. Okazji ku temu nie brakuje: ślub księcia Williama i księżnej Kate, narodziny ich pierworodnego potomka, a w międzyczasie 60. rocznica wstąpienia na tron przez królową Elżbietę II. Brytyjczycy świętują kolejne wydarzenia, a przy tym ochoczo sięgają do portfeli, wydając pieniądze na okolicznościowe pamiątki. Dość powiedzieć, że tylko na same gadżety związane ze ślubem Williama i Kate wydali ponad 163 mln GBP. Niektórzy z kupujących pamiątki liczą, że za pewien czas ich wartość znacznie wzrośnie. Czy aby jednak na pewno?
Amerykanie nakręcają popyt
Królewskie memorabilia można generalnie podzielić na dwie kategorie. Do pierwszej zalicza się np. wyroby porcelanowe czy okolicznościowe monety z wizerunkiem członków rodzin królewskich. W tym przypadku trudno zazwyczaj liczyć na większy zysk z bardzo prozaicznej przyczyny – tego typu przedmioty są wytwarzane w hurtowych ilościach. Zupełnie inaczej wygląda jednak sprawa z pamiątkami bezpośrednio związanymi z konkretnymi osobami, w których żyłach płynie „błękitna krew", takimi jak listy, dokumenty czy ubrania, a nawet... kawałki tortu weselnego. Choć brzmi to absurdalnie, są chętni, by zainwestować w ciasto, którego z pewnością nie da się już zjeść. Kawałek tortu z wesela Williama i Kate w ubiegłym roku został sprzedany przez PFC Auctions za blisko 2 tys. GBP!
Oczywiście w przypadku tej drugiej kategorii zasada jest dość prosta – im starszy monarcha, tym większą wartość mają pamiątki z nim związane. Co ciekawe, największy popyt na tego typu inwestycje zgłaszają nie Brytyjczycy, ale Amerykanie. 60 proc. transakcji pamiątkami związanymi z brytyjską rodziną królewską, realizowanych przez znaną firmę Paul Fraser Collectibles, odbywa się właśnie w Stanach Zjednoczonych. Sporym wzięciem za Atlantykiem cieszą się m.in. przedmioty związane z Edwardem VIII i Wallis Simpson, dla której monarcha zrzekł się tronu. W Stanach dobrze sprzedają się również pamiątki związane z Jerzym III, który zasiadał na brytyjskim tronie w czasie wojny o niepodległość w latach 70. XVII wieku. Może więc tradycje republikańskie, przynajmniej dla części obywateli USA, wcale nie są tak silne, jak nam się powszechnie wydaje?
Skandal zawsze podbija cenę
Tak stare przedmioty, jak te należące do Jerzego III, trafiają się na rynku aukcyjnym naturalnie dość rzadko. Znacznie łatwiej trafić na memorabilia związane z dwudziestowiecznymi przedstawicielami rodu Windsorów. Co więcej, niektóre z nich można nawet wykorzystywać na co dzień. Miłośnicy motoryzacji mogli nabyć w listopadzie 2012 r. Land Rovera serii III pochodzącego z 1978 r., którym przewożona była królowa Elżbieta II. Zwycięzca aukcji musiał zapłacić za pojazd ponad 47 tys. USD, czyli niemal 60 proc. więcej, niż wynosiła przewidywana cena. Jeszcze więcej, 77 tys. USD, wydał pewien Japończyk w 2010 r. na zakup innego samochodu z królewskiego garażu – Daimlera Double Six z 1984 r. Auto posiada oczywiście specjalne wyposażenie, choć przed sprzedażą usunięto z niego system umożliwiający bezpośrednie połączenie telefonicznie z siedzibą premiera na Downing Street.
Na niezłą inwestycję można liczyć również w przypadku, gdy licytowany przedmiot wywołuje pewien ferment wśród opinii publicznej. Taki przypadek miał miejsce w styczniu tego roku, gdy na aukcji w amerykańskim Amherst w stanie New Hampshire pod młotek trafiła nieznana wcześniej fotografia księżnej Diany, pochodząca z archiwum „Daily Mirror", z odręcznym dopiskiem „nie do publikacji". Zdjęcie trafiło do Stanów Zjednoczonych osiem lat temu, kiedy to archiwum fotograficzne brytyjskiej gazety zostało nabyte przez nowojorską firmę kolekcjonerską Caren Archive.