Niemniej radość rynków była ograniczona. To skutek tego, że już wcześniej główne założenia planu (zapewne kontrolowanie) wyciekły i był czas się na nie przygotować. Skutkiem ogłoszenia była więc zwiększona zmienność cen.
W jej ramach ceny kontraktów na naszym rynku osiągnęły poziomu 2337 pkt. To nadal jest wyraźnie poniżej ostatnich lokalnych szczytów. Zwyżka, jaka ma miejsce w trakcie tego tygodnia, jest cały czas traktowana jako korekta w fazie spadkowej. Na razie nie ma przesłanek, by zakładać, że dochodzi do zmiany kierunku ruchu cen w średnim terminie. Przypomnę, że w tej chwili poziomem, którego przełamanie miałoby wygenerować sygnał zmiany nastawienia, jest szczyt z 4 grudnia. W tej chwili znajduje się zbyt daleko, by poważnie rozważać atak popytu na te okolice.
Wzrostowi nie pomagają także nastroje uczestników rynku. Jak pokazują wyniki najnowszej ankiety wśród inwestorów indywidualnych, nadal mamy do czynienia z przewagą byków nad niedźwiedziami. Obóz popytu nie skapitulował, a to sprawia, że wciąż trudno o warunki do trwałego wzrostu cen. Taki wzrost będzie mógł się pojawić, gdy optymiści w końcu dadzą za wygraną. Skoro nadal 40 proc. ankietowanych jest przekonanych o zwyżkach cen, rynek ma potencjał do spadku.