Na co dzień słyszymy: nadzieja jest matką głupich, nadzieja umiera ostatnia. W zależności od bieżącej sytuacji słowo to ma zupełnie różne znaczenia. Znajdując się w trudnej sytuacji mówimy: nadzieja jest zawsze, nie można tracić nadziei. Mówimy to lekko nie wierząc w pozytywne zakończenie sprawy. Z drugiej strony, zadajemy sobie pytanie, czy jest jeszcze jakaś nadzieja? Brzmi to poważniej. Słowa te nabierają dużo większej wagi. W przypadku, gdy wszystkie inne drogi zawiodły, zostaje nam zdanie się na łut szczęścia i nadzieję. Nadzieja jest naturalna rzeczą. Jest nam potrzebna, z nią czujemy się dobrze, bez niej niewłaściwie. Nadzieja nie sprawdza się jednak na giełdzie. Stoi na drodze do realnej oceny sytuacji. Przeszkadza oceniać szanse i zagrożenia.
Tak jak marynarze wabieni syrenim śpiewem ulegali pokusie i ginęli rozbijając się o skały, tak samo inwestorzy trzymający pozycję przynoszącą stratę są wabieni nadzieją na odrobienie strat i odnotowanie zysku. Inwestorzy kierują się nadzieją przy wyborze spółek do swojego portfela. Bez przeprowadzenia analizy fundamentalnej i/lub technicznej, kupujemy spółkę na podstawie opinii innych inwestorów lub pod wpływem emocji. Sytuacja, w której trzymamy w portfelu aktywa przynoszące straty, jest sprawą dużo groźniejszą. Duża część inwestorów ma ogromny problem z ucinaniem pozycji przynoszących straty. Uwarunkowane jest to trzema przeszkodami.
Pierwszą przeszkodę stanowi obawa przed rozczarowaniem o zamknięciu pozycji. Występuje tu strach, że po zamknięciu pozycji przynoszącej stratę, ceny zaczną iść w przeciwnym kierunku. Takie zdarzenia mają miejsce na rynkach i strata boli podwójnie. Należy być na to przygotowanym. Takie sytuacje zdarzają się wszystkim inwestorom. Drugą barierą jest strata pewnej części kapitału. Wyobraźmy sobie taką sytuację: kupujemy akcje jednej spółki za 10 tys. zł. Po kilku dniach spadków wartość naszych akcji wynosi tylko 8 tys. zł. Sprzedaż akcji po bieżącej cenie spowoduje utratę 2 tys. zł. Niewielu inwestorów zdecyduje się na taką decyzję. Bardzo trudno jest zamknąć pozycję z tak dużą stratą. W sytuacjach podobnych do tej, nadzieja karmi nas przeświadczeniem, że w kolejnych dniach rynek odrobi straty. Jeżeli nie możesz oprzeć się nadziei, prędzej czy później zbankrutujesz. Odpowiednią metodą na odrobienie strat jest zamknięcie złej pozycji i ulokowanie kapitału w lepiej zapowiadającą się inwestycję.
Trzecią przeszkodą jest trudność przyznania się do błędu. Nikt nie lubi popełniać błędów. Są ludzie, którzy zawsze maja rację, oraz tacy, którzy potrafią przyznać się do błędu. Tym pierwszym zdecydowanie trudniej zamknąć błędną pozycję, dlatego dużo częściej wypadają z rynku. Tracąc pieniądze trzeba się przyznać do tego przed wszystkimi otaczającymi nas ludźmi. Musisz się przyznać żonie i przyjaciołom, ale przede wszystkim - co jest najtrudniejsze - sobie. Dla wielu inwestorów większym problemem niż strata pieniędzy są emocje związane z przegrana i przyznaniem się do straty. Stań przed lustrem i powiedz: Przegrałem, straciłem pieniądze, nie miałem racji. Tylko inwestorzy potrafiący przyznać się do własnych błędów, będą potrafili wyciągać z nich wnioski. To nauka na własnych błędach jest najcenniejsza. Ci, którzy z każdej nieudanej transakcji wyciągną choć drobna naukę, mają dużą szanse na sukces na rynku.
Akceptacja małych strat jest jedną z najważniejszych zasad obowiązujących na rynku. Straty są częścią gry i trzeba nauczyć się je akceptować wtedy, gdy są na małym poziomie. Jeżeli nauczysz się tego - przetrwasz. Nie ma idealnego systemu. Każdy inwestor traci pieniądze. Straty są częścią inwestycji, częścią procesu odnoszenia sukcesów. Przed wejściem na rynek, ustal strategię wyjścia. Ustaw zlecenie stop loss i nie zmieniaj go pod wpływem emocji. Nie słuchaj śpiewu syren. Zdolność akceptacji małych strat jest dużym darem i cenną umiejętnością. Wymaga uczciwości i odwagi. Wielu inwestorów uważa, że jest to jedno z najważniejszych narzędzi inwestycyjnych. Nadzieja jest dobrą towarzyszką, ale złą przewodniczką.