Kiedy rok temu przygotowywaliśmy materiał podsumowujący rynek IPO i pytaliśmy o prognozy na 2019 r., przewidywania sprowadzały się do sformułowania: „gorzej już być nie może". Gorzej może i nie jest, ale poprawy na razie nie widać. W zeszłym roku na rynku głównym zadebiutowało siedem firm. W tym na razie tyle samo. Czy w 2020 r. sytuacja wreszcie się poprawi?
Coraz ważniejsza płynność
– Przyszły rok zapowiada się znacznie lepiej niż obecny. Powinniśmy zacząć odczuwać napływ kapitałów do PPK oraz dodatkowy zastrzyk kapitału związany z przekształceniem OFE. Wezwania cały czas stanowią potencjalną opcję wyjścia z inwestycji i pozyskania gotówki, która może być reinwestowana na GPW – komentuje Jan Rekowski, dyrektor w DM PKO BP. Dodaje, że w kwestii IPO jego biuro wyraźnie obserwuje ożywienie wśród potencjalnych emitentów oraz zainteresowanie możliwymi transakcjami po stronie funduszy.
– Podobnie jak w 2017 r., w naszej ocenie, pierwszy impuls dadzą spółki kontrolowane przez fundusze PE, a następnie pojawią się emitenci prywatni. Potencjalna „fala IPO" będzie poprzedzona kilkoma transakcjami ABB (przyspieszona budowa księgi popytu – red.), które ze względu na prostszą konstrukcję będą swojego rodzaju testem rynku – uważa Rekowski. Liczy również, że duże transakcje będą w stanie przyciągnąć inwestorów zagranicznych, którzy w ostatnim okresie odwrócili się od Warszawy.
W podobnym duchu wypowiada się Ryszard Czerwiński, partner zarządzający Trigonem DM. Podkreśla, że rynek czeka na duże płynne spółki, ze sprawdzonym modelem biznesu i powtarzalnymi wynikami. Wiele wskazuje, że IPO będzie na GPW już zawsze mniej niż kilka lat temu, ale może się to przełożyć na bardziej jakościowe projekty. Wtóruje mu Arkadiusz Bociąga, menedżer w departamencie rynków kapitałowych Santandera BM.
– Transakcje, które spotkają się z zainteresowaniem inwestorów, będą musiały mieć relatywnie większy rozmiar niż te, które obserwowaliśmy historycznie – mówi. Dodaje, że płynność akcji nabiera coraz większego znaczenia i można się spodziewać, że na rynku pojawi się raczej kilka transakcji rocznie o wartości kilkuset milionów złotych każda, niż kilkanaście ofert po kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów.