Ameryka nie potrzebuje ujemnych stóp
Jerome Powell uświadomił chyba inwestorom, że ich poglądy na perspektywy amerykańskiej gospodarki są zbyt optymistyczne. A w każdym razie Wall Street wyraźnie z optymizmem przesadza. Najnowsze dane makroekonomiczne nie pozostawiają wątpliwości, że Stany Zjednoczone czeka zapaść, a powrót na ścieżkę wzrostu nie będzie tak łatwy i przyjemny, nawet mimo gigantycznych impulsów fiskalnych i monetarnych. Sytuacja na rynku pracy nie ulega poprawie. Tygodniowa liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych po raz kolejny oscyluje wokół 3 mln osób. Dość oczywiste jest, że będąc na zasiłku, nie konsumuje się tak intensywnie jak wówczas, gdy ma się dobrą pracę. A przy ograniczonej konsumpcji trudno się spodziewać wzrostu gospodarczego w Stanach Zjednoczonych. Sięgającej prawie 15 proc. stopy bezrobocia nie da się zredukować do rozsądnych rozmiarów w kilka kwartałów. Widać już załamanie na rynku kredytów konsumenckich, spadające o prawie 15 proc. zamówienie na dobra trwałego użytku i przekraczające 10 proc. tąpnięcie zamówień przemysłu. Te dane zaczęły do świadomości amerykańskich inwestorów powoli docierać już od poniedziałku Wystąpienie szefa Fedu otworzyło im szerzej oczy, a do tego doszły sygnały o rosnącym napięciu między USA a Chinami oraz dalsze obawy związane z rozwojem pandemii koronawirusa. Efektem był sięgający do czwartku 2,6 proc. spadek S&P 500, ale za wydarzenie dnia można uznać pozytywny zwrot sytuacji w trakcie czwartkowej sesji i powrót indeksu powyżej 2800 punktów. Dow Jones zniżkował w trakcie pierwszych czterech sesji o prawie 3 proc., a Nasdaq szedł w dół o niespełna 2 proc.
Dalszy ciąg publikacji fatalnych danych dotyczących gospodarek krajów naszego kontynentu nie mógł zostać bez reakcji na parkietach. Indeks we Frankfurcie do czwartku zniżkował o 5,2 proc., a po poniedziałkowej próbie pokonania 11 tys. pkt pozostało tylko wspomnienie. Jeśli nastroje nie ulegną wkrótce poprawie, trzeba będzie obserwować, jak DAX porazi sobie w okolicach poziomu o 1000 punktów niższego. Aż o ponad 6 proc. w dół szedł paryski CAC40, a londyński FTSE250 tracił ponad 5 proc. Jak na katastrofalną kondycję gospodarki włoskiej, spadek indeksu giełdy w Mediolanie o ponad 3 proc. można uznać za zaniżony „wymiar kary". Spadek na parkiecie portugalskim wyniósł natomiast aż 6,6 proc. Na tym tle zdecydowanie lepiej wyglądała sytuacja w naszym regionie. Na „peryferyjnych" parkietach, między innymi w Tallinie, Rydze i Wilnie, indeksy nawet nieznacznie zwyżkowały. W Budapeszcie, Bukareszcie i w Pradze spadki sięgały 2–2,5 proc., a więc nie były przesadnie wysokie. To zresztą nie przypadek, ponieważ wskaźnik rynków wschodzących zniżkował jedynie o nieco 1,5 proc. To w pewnej mierze zasługa giełdy chińskiej, gdzie Shanghai Composite tracił jedynie 0,9 proc. Niepokojące jest jedynie to, że nie zdołał utrzymać się powyżej 2900 punktów.
Optymizm ulatuje z Książęcej
Po kilkutygodniowym ruchu w bok główne indeksy naszego parkietu zaczęły w ostatnich dniach ulegać presji podaży. WIG20 do czwartku zniżkował o 1,7 proc., schodząc poniżej 1600 punktów, czyli poziomu skutecznie bronionego od połowy kwietnia. Obraz rynku dużych spółek pogorszył się, ale jest jeszcze nadzieja dla byków, pod warunkiem że nastroje w otoczeniu szybko się poprawią. W przeciwnym razie należy się liczyć z testowaniem wsparcia na „niższej półce", czyli okolic 1500 punktów. Niepokojąco wygląda także sytuacja w segmencie średnich firm. Indeks mWIG40 stracił w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia 2,2 proc., a byki nie zdołały utrzymać indeksu powyżej 3200 punktów. Teraz będą musiały solidnie popracować nad poprawą swoich szans. Spadkowa korekta dotarła również na rynek najmniejszych spółek, który jeszcze do minionego wtorku radził sobie bardzo dobrze. Środowa sesja przyniosła jednak odwrót spod poziomu 12 tys. pkt i tygodniową zniżkę o 0,4 proc. To niewiele, ale zwątpienie w kontynuację wzrostowej tendencji zostało zasiane. Co gorsza, wszystko to dzieje się tuż po tym, gdy w kwietniu pojawił się wyraźny, największy od kilku lat, napływ kapitału do funduszy akcyjnych oraz uaktywnili się inwestorzy indywidualni. Poważniejsze spadki mogą zatrzymać te pozytywne tendencje, a na mityczne napływy z PPK raczej nie ma co liczyć, mając na względzie konsekwencje ograniczeń epidemicznych, dotykających małych i średnich firm.
W ostatnich dniach w gronie blue chips nieźle radziła sobie część przedstawicieli energetyki. Akcje PGE obroniły się przed kontynuacją przeceny z poprzednich tygodni, zwyżkując o prawie 4 proc. Pomogła im publikacja szacunkowych wyników za pierwszy kwartał, z zyskiem sięgającym 432 mln zł. To co prawda wynik gorszy niż przed rokiem o ponad jedną czwartą, ale po przekraczającej 6 mld zł stracie z czwartego kwartału 2019 r. to zawsze jakieś pocieszenie. Od dołka zdołały się odbić papiery Santandera i choć czterodniowy bilans to jedynie 0,3 proc. na plusie, to jednak sesje wtorkowa i środowa, ze zwyżkami przekraczającymi 3 proc., dają bykom jakąś nadzieję. Przed spadkiem poniżej 40 zł zdołały uchronić się walory CCC, zwyżkując do czwartku o 0,8 proc. O ponad 4 proc. w górę szły akcje CD Projektu, ale środowego rekordu nie udało się im utrzymać. I to właściwie koniec dobrych wieści. Spadkowiczom przewodziły akcje Dino, które zniżkowały o 9 proc. Niekorzystna tendencja utrzymuje się tu już czwarty tydzień z rzędu, a spadek od szczytu z końca kwietnia sięga ponad 18,5 proc. Każda gwiazda przeżywa czasem gorsze chwile. O 6,5 proc. w dół poszły walory KGHM, utrzymując się jednak w trendzie bocznym między 70 a 80 zł. O ponad 5 proc. zniżkowały walory LPP. Otwarcie galerii ucieszyło na krótko, a słaba frekwencja klientów tę radość szybko zgasiła. Optymizmu nie dostarczył też paliwowy duet. Akcje PKN i Lotosu zniżkowały po około 2 proc., a ich ceny niemal zrównały się w okolicach 60 zł.
W grupie średnich firm najgorzej radziły sobie akcje GTC, przeceniane o ponad 10 proc. Daje o sobie znać kryzys na rynku nieruchomości komercyjnych, w tym galerii handlowych. Spadek notowań trwa trzeci tydzień, a jego skala sięga niemal 21 proc. Cierpi też handlowy Eurocash, którego papiery potaniały o prawie 5,5 proc. Niewiele mniej wynosił spadek kursu walorów Benefitu, czekającego na swoją kolej w łagodzeniu ograniczeń związanych z koronawirusem. Przekraczającej 5,5 proc. spadkowej korekty doczekały się silnie zwyżkujące w poprzednich tygodniach papiery Budimeksu. Produkcyjna przerwa nie mogła wyjść na dobre walorom Forte, które zniżkowały o 5 proc. Po skromnej liczebnie „byczej" stronie znalazły się między innymi drożejące o ponad 13,5 proc. akcje Millennium. Rekordową cenę 500 zł osiągnęły w czwartek papiery Neuki, zwyżkujące o 3,7 proc., ale nie obyło się bez sporych wahań (prawie 11 proc. między minimum a maksimum sesji) przy znacznym wolumenie obrotów. Nieźle radziły sobie walory AmRestu, drożejące o prawie 4 proc., choć w restauracjach trzeba będzie trzymać dystans, a klientów może być tylu, co w galeriach, czyli z dystansem nie powinno być problemu. Gorzej może być z rachunkami.