Do niedawna nastrojów na rynkach finansowych nie były w stanie popsuć ani obecne już od pewnego czasu coraz poważniejsze obawy związane z wyjątkowo ekspansywnym wariantem Delta koronawirusa, ani z pojawiającymi się sygnałami sugerującymi, że najbardziej dynamiczną fazę poprawy koniunktury globalna gospodarka ma już za sobą i należy się liczyć z wolniejszym tempem wzrostu w kolejnych latach. Ten scenariusz znajduje zresztą potwierdzenie w prognozach większości ośrodków analitycznych. Dodatkowo, niemal przesądzona jest zmiana polityki pieniężnej głównych banków centralnych, nie wiadomą jest jedynie termin rozpoczęcia jej normalizacji. To wszystko wiadomo było nie od dziś, ale „dziś" nadszedł czas, by refleksja w tych kwestiach przełożyła się na decyzje inwestorów i znalazła odzwierciedlenie na rynkach. Korekta była niemal wszechobecna.
Szczególnie mocno uderzyła na rynkach azjatyckich, gdzie mutacja wirusa sieje coraz większe spustoszenie. Indeks w Hongkongu tracił do czwartku ponad 4 proc., po przekraczającej 3 proc. zniżce z poprzedniego tygodnia. Po ponad 2 proc. w dół szły wskaźniki w Tajlandii i Japonii. Przed spadkiem zdołał się uchronić Shanghai Composite, ale przed tygodniem stracił 2,5 proc. Na naszym kontynencie najmocniejsze spadki notowano na parkietach krajów Południa. W Hiszpanii i Grecji sięgały one po około 3 proc., we Włoszech 2,5 proc. Niemal 2,5 proc. szedł także w dół paryski CAC40, a we Frankfurcie przecena wyniosła 1,5 proc.
Relatywnie mniej ucierpiała Wall Street, gdzie S&P 500 zniżkował o 0,7 proc., Dow Jones tracił 1 proc., a Nasdaq Composite szedł w dół o 0,5 proc. W przypadku całej trójki czwartkowa poranna mocna przecena została w ciągu dnia wyraźnie zredukowana, a psychologiczne poziomy obronione.
Nerwowo na GPW
Mijający tydzień przyniósł kontynuację trwającej od końca czerwca huśtawki nastrojów na warszawskim parkiecie. Dzienne zmiany wartości głównych indeksów sięgające od 1,5 do ponad 2 proc. stały się niemal normą. Można by uznać, że wciąż poruszają się one w bok, ale wspomniana podwyższona zmienność każe oczekiwać wykształcenia się wkrótce bardziej zdecydowanego ruchu. Wyraźnie odczuwalna jest bliskość ważnych oporów i trzeba poważnego impulsu, by byki mogły kontynuować swoją ofensywę. Na razie nie widać go na scenie wewnętrznej, a w otoczeniu nastroje raczej się pogarszają. Korekta nie byłaby niczym nadzwyczajnym, a drugi z rzędu spadkowy tydzień wskazuje na to, że już się ona rozpoczęła. Teraz pytanie brzmi, kiedy i w którym miejscu się skończy.
Indeks największych spółek jeszcze w środę próbował atakować niedawny lokalny szczyt, ale tydzień kończył spadkiem sięgającym 0,8 proc. Dopóki WIG20 nie zejdzie poniżej 2000 punktów, byki mogą czuć się w miarę spokojnie, choć nie powinny pozostawać bezczynne. W przypadku wskaźnika szerokiego rynku sytuacja jest bardzo podobna, z tym że tygodniowy spadek wyniósł 0,6 proc., a nastąpił po ataku na historyczny rekord. Nieco słabiej radził sobie segment małych i średnich firm. mWIG40 zniżkował o 0,9 proc., a sWIG80 o 1,1 proc. Tu jednak różnice w obrazie sytuacji są większe. Indeks średniaków wciąż trzyma się blisko lokalnego szczytu i dwa tygodnie niewielkich spadków można określić mianem zadyszki. W przypadku sWIG80 korekta trwa już od pięciu tygodni i choć można ją uznać za łagodną (łącznie jej skala sięga jedynie proc.), to jednak w jej wyniku dochodzi do testowania pierwszego technicznego wsparcia. Jeśli uznać, że indeks najmniejszych spółek jest swego rodzaju wskaźnikiem wyprzedzającym, warto pilnie obserwować rozwój sytuacji w tym segmencie. Na razie bardzo widocznym sygnałem jest trwająca od czterech tygodni spadkowa tendencja aktywności inwestorów, co częściowo można oczywiście wiązać z okresem wakacyjnym. Malejący wolumen obrotów wyraźnie widoczny jest również w pozostałych segmentach naszego rynku.