Zgodnie z tradycją końcówka roku to dobra okazja, by przyjrzeć się szansom i zagrożeniom dla krajowego rynku akcji. Nasze okołoświąteczne refleksje rozpocznijmy od przypomnienia naszych rozważań sprzed roku.
„Na przestrzeni 2021 roku można oczekiwać dalszej wspinaczki WIG na nowe wielomiesięczne – a może nawet wieloletnie – szczyty, jeśli wierzyć cyklowi, który na GPW przewija się nieustannie od ćwierć wieku" – ten nasz „plan" z grudnia 2020 r. został wykonany nawet ze sporą nawiązką, bo WIG zdołał nie tylko wspiąć się na wieloletnie maksima, ale już w czerwcu pokonał wreszcie rekord wszech czasów z 2007 r., a potem do października kontynuował wspinaczkę. To był rok pod znakiem otwierania szampanów przez inwestorów giełdowych.
Cykliczność pomagała, teraz przeszkadza
Skoro już temat cykliczności na GPW został przywołany, to czas spojrzeć, czego z tego punktu widzenia można oczekiwać w nadchodzącym 2022 r. Niestety, tym razem przewijający się od lat cykl studzi entuzjazm odnośnie do rynku akcji. Zauważmy, że na przestrzeni ćwierćwiecza spośród siedmiu teoretycznych faz spadkowych cyklu w sześciu akcje na warszawskiej giełdzie nie tylko w teorii przeżyły poważniejsze przeceny. Nawet w najlepszym razie wśród tych sześciu przypadków WIG spadł o 26,5 proc. (najgorszych nie będziemy tu przytaczać). Nawet w najlepszym przypadku główny benchmark GPW znalazł się w pewnym momencie najniżej od 33 miesięcy.
W analizie cyklu pod kątem prognoz na 2022 r. z pomocą przychodzi nam tym razem kilka faktów, o których częściowo pisaliśmy już w serii poprzednich analiz, ale które wymagają dalszego rozwinięcia. Przypomnijmy, z jakimi czynnikami natury makroekonomicznej i monetarnej mamy do czynienia. Po pierwsze jeden z naszych ulubionych wskaźników koniunktury gospodarczej, firmowany przez OECD wskaźnik CLI (globalny indeks wskaźników wyprzedzających), z każdym miesiącem zakręca w dół. Po drugie, mamy do czynienia z serią podwyżek stóp procentowych w naszym kraju.
Na pierwszym wykresie pokazujemy, kiedy historycznie pojawiały się te wspomniane sygnały, a jednocześnie jak wpisywały się one w prosty model cyklu koniunkturalnego na GPW. O ile już wcześniej dość obszernie zajmowaliśmy się implikacjami tych sygnałów, to teraz można dołożyć do tej analizy kolejny ważny element pozwalający jeszcze precyzyjniej skalibrować punkt w cyklu. Rzecz w tym, że na wykresie WIG zaczął już zarysowywać się wyraźny szczyt. Po gwałtownym, kulminacyjnym podejściu w górę na fali euforii na punkcie sektora bankowego indeks tegoroczne maksimum ustanowił 5 listopada na poziomie 74813,24 pkt (w cenach zamknięcia). Potem mieliśmy do czynienia z zejściem w dół przekraczającym próg 10 proc. To charakterystyczna w polskich warunkach formacja „odwróconego V".