Pierwsza połowa października przyniosła silne tąpnięcie na Wall Street i w zasadzie bardzo trudno w sposób jednoznaczny wskazać główny powód tej gwałtownej wyprzedaży akcji. Wprawdzie tłumaczono spadki na różne sposoby, ale żaden nie był bardziej przekonujący niż inne. Równie dobrze można by rzucić monetą i w ten sposób wybrać główną narrację dla tego, co się stało. Ten brak wskazania głównego źródła spadków znacznie utrudnia prognozowanie, co będzie dalej, odpowiedzenie na pytanie, w którą stronę pójdzie Wall Street, a za nim globalne rynki akcji. W tym również giełda w Warszawie.

Oczywiście w krótkim terminie uwaga inwestorów będzie się koncentrować głównie na trwającym sezonie publikacji wyników kwartalnych. Szczególnie że w najbliższych dwóch tygodniach raporty opublikują takie giełdowe tuzy jak 3M, Caterpillar, Microsoft, UPS, Alphabet (Google), Amazon, General Electric, Intel, Coca-Cola, Facebook, General Motors czy Apple. Sezon wyników będzie też tematem numer jeden na GPW. Pytanie tylko, jak rynek będzie reagował na te wyniki i co później.

W sytuacji, gdy analiza fundamentalna nie jest w stanie rozjaśnić sytuacji i wskazać potencjalnych kierunków dla amerykańskiego rynku akcji, z pomocą przychodzi analiza techniczna. I to może być strzał w dziesiątkę. Niedawne zachowanie Wall Street bardzo przypomina to z przełomu stycznia i lutego br. Zarówno jeżeli chodzi o dynamikę zdarzeń, jak i ogólne nastroje na rynkach finansowych. Wówczas indeks S&P500 zaliczył spadek o 11,8 proc., żeby następnie w dwa tygodnie odrobić prawie 80 proc. strat, a po 1,5 miesiąca ponownie zbliżyć się do lutowego minimum. Finał tamtej zawieruchy był jednak pozytywny. Po siedmiu miesiącach S&P 500 pokonał szczyt z początku roku. Gdyby przyjąć, że obecnie rynek zachowa się podobnie, oznaczałoby to, że gwałtowne spadki na Wall Street jeszcze się nie zakończyły. W pesymistycznym scenariuszu S&P 500 znajdzie się poniżej 2600 pkt. Później jednak nastąpi szybkie odrabianie strat, które mogłoby przyjąć formę wczesnego rajdu św. Mikołaja. Końcówka roku wprawdzie ponownie stałaby pod znakiem powrotu w kierunku dołka, ale za to początek 2019 roku przyniósłby przynajmniej półroczne zwyżki i nowe historyczne rekordy.

Jeżeli w najbliższych miesiącach na rynkach światowych nie wydarzy się nic, czego obecnie nie dało się przewidzieć, to taki scenariusz należy uznać za bazowy. ¶