To samo dotyczy warszawskiej giełdy. Indeks WIG20 wyznaczył dołek w dniu 16 marca, spadając do 1248,77 pkt. Obecnie, pomimo że epidemia koronawirusa wciąż jest tematem numer jeden w Polsce, wyraźnie wybił się powyżej 1500 pkt., ostatecznie domykając lukę bessy z 12 marca, zyskując od dołka 25 proc.

W tym miejscu rodzi się pytanie o klasyfikację tego ruchu do góry na wszystkich indeksach. Czy to tylko, jak może podpowiadać intuicja, wzrostowa korekta po wcześniejszej panicznej wyprzedaży? Czy może jednak wszystko co złe zostało już zdyskontowane, a rynki akcji już teraz rozpoczęły dyskontowanie odbicia w gospodarce, które za kilka kwartałów być może się pojawi?

Niestety teza o wzrostowej korekcie jest bliższa prawdy. Przede wszystkim dlatego, że tak naprawdę nikt teraz nie jest w stanie przewidzieć, kiedy faktycznie zakończy się epidemia, jaka będzie na nią reakcja rządów, jak mocno ucierpi światowa gospodarka, jak mocno spadną zyski spółek i przede wszystkim, czy uruchomione bankowo-rządowe stymulusy zadziałają. Ponadto, nawet jeżeli przyjąć, że giełdy dyskontują optymistyczną przyszłość, w którym to scenariuszu w przyszłym roku pojawia się solidne odbicie w gospodarce po silnym tąpnięciu w tym roku, to i tak dołka na giełdach należałoby oczekiwać za kilka miesięcy, a nie w marcu.

Zanim jednak globalne rynki akcji wrócą do spadków, póki co przynajmniej do Wielkanocy, strona popytowa powinna kontrolować sytuację. Wprawdzie szanse na kontynuację równie mocnych wzrostów co w poniedziałek nie wydają się duże. Wszak wciąż epidemia koronawirusa jest daleka od opanowania. Zwłaszcza w USA. Jednak już nadzieje na bliski szczyt epidemii w Hiszpanii i Włoszech, po tym jak spada dynamika zachorowań i zgonów, mają szansę utrzymać giełdy wysoko. Podobnie, jak nadzieje na przyszłe ograniczenie produkcji ropy na świecie, co podniosłoby jej ceny i pozytywnie wpłynęło na wycenę akcji spółek paliwowych.

Po świętach jednak już tak różowo nie będzie. Epidemia, nawet jak przyhamuje w Europie, to dalej będzie zbierała krwawe żniwo w USA. Po obu stronach Oceanu Atlantyckiego będą również publikowane twarde dane makroekonomiczne za marzec i pierwsze ankietowe dane z kwietnia, które pokażą faktyczny wpływu epidemii koronawirusa na gospodarkę oraz nastroje konsumentów i biznesu. Dodatkowo 14 kwietnia na Wall Street startuje sezon publikacji wyników finansowych za I kwartał br., co samo w sobie już popsuje nastroje, a raczej rozczarowujące prognozy spółek na kolejne kwartały, ten giełdowy pesymizm jeszcze pogłębią.