Ceny mieszkań cały czas rosną, słychać narzekania, że są wręcz horrendalnie wysokie, że deweloperzy zdzierają. Tymczasem sprzedaż rośnie, branża ma za sobą znakomity finisz w IV kwartale ub.r. No to jest drogo czy nie?
Dla tych, co kupują, ceny są najwyraźniej rozsądne, skoro do transakcji dochodzi. W ciągu trzech lat ceny na sześciu głównych rynkach urosły jeśli nie o 30, to przynajmniej dwadzieścia kilka procent. Jest więc wyraźnie drożej niż stosunkowo niedawno, więc odczucia klientów są uzasadnione. Z punktu widzenia deweloperów 2019 r. był bardzo dobry. 12 miesięcy temu byliśmy pełni obaw co do rozwoju sytuacji. Nie wiedzieliśmy, czy klienci udźwigną, zaakceptują prognozowany wzrost cen. Nie byliśmy pewni, czy deweloperzy utrzymają marże ani jak rozwinie się legislacja. Rok temu sprawą budzącą niepokój były zmiany w ustawie deweloperskiej. Nie wiedzieliśmy w końcu, jak potoczą się wybory parlamentarne i jaka będzie polityka mieszkaniowa.
W 2019 r. średnie ceny w ofercie w sześciu aglomeracjach urosły o prawie 10 proc., przy czym w Poznaniu o 1,6 proc., a w Krakowie o 16 proc. Jakie są perspektywy wzrostu cen w 2020 r.?
Popyt wydaje się stabilny we wszystkich podstawowych grupach nabywców. Mówimy, po pierwsze, o najstabilniejszej grupie, ludziach kupujących kolejne lokum, będących na najbardziej zaawansowanym etapie kariery zawodowej. Po drugie, o młodych uzależnionych od kredytów – a kredyty nie drożeją. W końcu po trzecie, o inwestorach, których do zakupów zachęcają niskie stopy procentowe i rosnąca inflacja. Liczymy się z tym, że ceny wzrosną o 5–10 proc. Popyt sprzyja, a wciąż są problemy z podażą.
Deweloperzy tłumaczyli wcześniej podwyżki tym, że rosną im koszty wykonawstwa, zakupu ziemi. Koszty budowy już się stabilizują, czym motywowane są dalsze podwyżki cen mieszkań?