Optymizm zwiastuje spowolnienie

Publikacja: 13.12.2018 05:00

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu „Prosto z Parkietu” był Michał Dybuła, główny ekon

Gościem Grzegorza Siemionczyka w środowym wydaniu „Prosto z Parkietu” był Michał Dybuła, główny ekonomista BGŻ BNP Paribas.

Foto: Archiwum

Prezes NBP Adam Glapiński sytuację w polskiej gospodarce z ostatnich kwartałów określa mianem cudu. Trudno więc oczekiwać, że będzie lepiej. Czy już w 2019 r. koniunktura się pogorszy?

Bez wątpienia od pewnego czasu mamy w Polsce doskonałą koniunkturę, która w dużej mierze wynika z czynników zewnętrznych. Świat rozwinięty od czasu drugiego dołka recesyjnego po kryzysie finansowym przeżywa długi okres silnego wzrostu aktywności gospodarczej. Polska jako gospodarka coraz bardziej otwarta, o coraz większym eksporcie w relacji do PKB, naturalnie z tego korzysta. Sprzyja nam też to, że pieniądz na świecie jest tani, że koszty finansowania pozostają niskie. No i jesteśmy dużym beneficjentem funduszy unijnych. Finansowane przez nie projekty inwestycyjne mają zaś duże tzw. efekty mnożnikowe. Są wsparciem dla rynku pracy, przyczyniają się do wzrostu dochodów gospodarstw domowych i w efekcie napędzają konsumpcję.

Ten splot korzystnych okoliczności nie utrzyma się w najbliższych latach?

Z otoczenia zewnętrznego płyną sygnały, że ten okres prosperity się kończy. Po tłustych latach nadchodzą chude. Może nie będzie ich siedem, ale przez kilka kwartałów gospodarka będzie rosła wolniej.

Czynników, które będą studziły koniunkturę w Polsce, upatrujesz w otoczeniu zewnętrznym?

Przede wszystkim w otoczeniu zewnętrznym. Na świecie mamy obecnie do czynienia z zaostrzaniem warunków finansowych. Stopy procentowe nie rosną wprawdzie mocno, ale kończy się okres ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej. Tymczasem związek między tempem wzrostu globalnego PKB a zmianami sum bilansowych największych banków centralnych jest bardzo silny. Na to nakłada się duża niepewność. Nie wiemy na przykład, jak się będą układały stosunki handlowe między USA i Chinami oraz USA i resztą świata, w tym UE. Nawet jeśli bezpośrednich skutków podwyższania przez Waszyngton ceł w UE jeszcze nie ma, to niepewność z tym związana sprawia, że spada poziom optymizmu firm. A do tego jeszcze zbliża się brexit, którego wpływ odczuje nie tylko Wielka Brytania.

Wielu ekonomistów za hamulec polskiej gospodarki uważa braki kadrowe, które tłumią wzrost zatrudnienia, spowalniają realizację inwestycji. To nie jest ważniejsze niż sytuacja w otoczeniu zewnętrznym?

Nie. Nie mam wątpliwości, że niedostateczna podaż pracy jest problemem dla firm prowadzących pracochłonną działalność, ale też nie uderzył on w przedsiębiorstwa nagle. To, że wykwalifikowanych pracowników będzie coraz mniej, można było przewidzieć już dwie dekady temu. Ja w tym zjawisku upatruję nie tyle zagrożenia, ile szansy na modernizację, na zwiększenie technologicznego zaawansowania gospodarki.

Na razie niewiele wskazuje na to, że z tej szansy korzystamy. Inwestycje firm prywatnych rosną niemrawo.

Nie ma dobrych danych, które pozwoliłyby ocenić, w jakim stopniu firmy automatyzują produkcję, usługi. Z moich rozmów z przedstawicielami firm można wyciągnąć wniosek, że charakter ich inwestycji się zmienia. Zamiast maszyn i urządzeń ułatwiających pracę ludzi coraz częściej inwestują w urządzenia zastępujące pracę. I ten proces będzie trwał, choć nie wszystkie firmy się do niego włączą.

Przełóżmy to, o czym rozmawiamy, na liczby. Jakie będzie tempo wzrostu PKB w Polsce?

To nie będzie dramatyczne spowolnienie. Wzrost PKB utrzyma się w 2019 r. powyżej 3 proc., dopiero 2020 r. może być trudniejszy.

W tym roku wzrost gospodarki przekracza 5 proc., zjazd do około 3 proc. brzmi dość dramatycznie...

Te liczby nie mają tak oczywistego przełożenia na realia gospodarcze. Ostatnio PKB rósł w tempie ponad 5 proc. rok do roku, ale sytuacja w sektorze przedsiębiorstw niefinansowych nie jest tak dobra, jak można by oczekiwać, patrząc na ten wynik. W niektórych branżach widać bardzo silny wzrost kosztów, których firmy nie są w stanie przerzucić na swoich klientów. Ich marże spadają, część firm będzie wypadała z biznesu.

Jak oceniasz szanse na to, że wzrost PKB w 2019 r. znów podtrzyma konsumpcja? To było główne źródło niespodzianek w ostatnich latach. A biorąc pod uwagę niedobór pracowników, można oczekiwać, że dynamika płac utrzyma się na wysokim poziomie, napędzając wydatki gospodarstw domowych.

Można sobie wyobrazić taki scenariusz. Wokół centralnego scenariusza mojego i innych ekonomistów są tzw. scenariusze ryzyka. W tym momencie wydaje się, że więcej jest czynników, które mogą sprawić, że rzeczywistość będzie gorsza, niż zakłada ten podstawowy scenariusz. Ale może przecież też być trochę lepsza, m.in. za sprawą wydatków konsumpcyjnych. Oprócz dochodów z pracy w ostatnich latach mocno wzrosły świadczenia społeczne, co również wspiera konsumpcję.

Czy można oczekiwać, że nawet jeśli wzrost dochodów gospodarstw zwolni, to skompensują go dobre nastroje konsumentów? Badania nastrojów społecznych CBOS pokazują, że dopiero po raz trzeci od początku lat 90. XX w. ponad połowa Polaków uważa, że sytuacja w kraju zmierza w dobrym kierunku.

Patrząc w przeszłość, gdy poprzednio nastroje były tak dobre, wkrótce potem następowało załamanie koniunktury. To nie jest nic zaskakującego. Gospodarki rozwijają się zgodnie z pewnym cyklem, fazy ożywienia i utrzymywania się szybkiego wzrostu muszą trochę potrwać, zanim dotrą do powszechnej świadomości. A gdy to się dzieje, gospodarka jest już zwykle w szczytowym punkcie cyklu, po którym następuje spowolnienie. Tak dobre nastroje można więc uważać za sygnał spowolnienia.

Prezes Glapiński mówi o cudzie gospodarczym nie tylko dlatego, że gospodarka szybko się rozwija, ale także dlatego, że towarzyszy temu niska inflacja. Jak będzie w 2019 r.?

Inflacja będzie zmienna i trudna do przewidzenia. Gdy NBP kończył tworzenie swoich najnowszych prognoz (zakładających, że w 2019 r. inflacja będzie średnio wynosiła 3,2 proc. – red.), ceny ropy naftowej były powyżej 75 USD za baryłkę. Teraz to około 60 USD. To jest istotna zmiana, jeśli chodzi o perspektywy inflacji. Ale nie można wykluczyć, że ceny ropy znów pójdą w górę. Nawet przy słabszym popycie na świecie na ten surowiec podaż może zmaleć na tyle, że bilans przesunie się znów w stronę niedoboru ropy. Drugie źródło niepewności to wzrost cen energii elektrycznej dla firm, ich przełożenie na ceny towarów i usług. Bo jeśli chodzi o ceny energii dla gospodarstw domowych, to planowane przez rząd rekompensaty będą mitygowały ryzyko efektów drugiej rundy (nasilenie się żądań płacowych w związku z wzrostem inflacji – red.). Ale w warunkach napiętej sytuacji na rynku pracy nie można tego całkowicie wykluczyć.

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28