Gospodarka porusza się po grani

Dr Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku, pracownik naukowy w SGH, był w środę gościem Grzegorza Siemionczyka w programie „Prosto z parkietu”.

Publikacja: 16.05.2018 17:00

Gospodarka porusza się po grani

Foto: parkiet.com

Rząd zaprezentował we wtorek pewne szczegóły planowanej tzw. daniny solidarnościowej. Jej stawka ma wynosić 4 proc. od dochodów powyżej 1 mln zł rocznie. Wpływy z tego tytułu rząd szacuje na 1,2 mld zł. Mają one zasilić nowy Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych. Jak ocenia pan ten pomysł?

Rząd zapowiadał, że nie będzie podnosił podatków. Jeśli projekt daniny solidarnościowej wejdzie w życie, ta deklaracja zostanie złamana. I niestety nowy podatek obejmie przede wszystkim przedsiębiorców. Statystyki pokazują, że ponad 80 proc. osób o dochodach powyżej 1 mln zł rocznie prowadzi własną działalność i stosuje w rozliczeniach z fiskusem liniową stawkę PIT (19 proc. – red.). Teraz ten podatek stanie się progresywny: przedsiębiorcy z najlepszymi pomysłami będą płacili 23 proc. zamiast 19.

Uwzględniając składki na ubezpieczenia społeczne, system podatkowy w Polsce jest degresywny. Klin podatkowy dla umowy o pracę z płacą minimalną to około 40 proc. Może podwyższenie obciążeń dla najbogatszych trochę ten system uzdrowi?

Nie widzę powodu, aby wprowadzać progresję w opodatkowaniu przedsiębiorców. Wiele badań pokazuje, że podatki progresywne zniechęcają do tego, aby więcej zarabiać. W tym wypadku zniechęcały będą do rozwijania firm. Pamiętajmy też, że mówimy o daninie, która ma przynieść budżetowi nieco ponad 1 mld zł. Na tle kwot, które MF uzyskuje dzięki uszczelnianiu systemu podatkowego, to jest relatywnie mała kwota. Dlatego mam wrażenie, że danina solidarnościowa ma przede wszystkim cel polityczny, a nie ekonomiczny. PiS kalkuluje chyba, że podniesienie podatków dla najlepiej zarabiających da się przekuć w zysk polityczny. Oto rząd sięga do kieszeni najzamożniejszych, aby sfinansować wyższe świadczenia dla potrzebujących.

Ten rząd jest często krytykowany za to, że prowadzi procykliczną politykę fiskalną, tzn. zwiększa wydatki w okresie dobrej koniunktury. Podwyższenie podatków to działanie antycykliczne. W tym świetle daninę solidarnościową można uznać za przejaw roztropności rządu.

Mamy bardzo dobrą koniunkturę w gospodarce. Wzrost PKB utrzymuje się w pobliżu 5 proc. rocznie i bazuje głównie na konsumpcji prywatnej. Z perspektywy finansów publicznych to jest wymarzona sytuacja, bo taka struktura wzrostu generuje duże przychody podatkowe z tytułu VAT, PIT i składek na ubezpieczenia społeczne. Zgadzam się, że należałoby wykorzystać to nie tylko do zrównoważenia finansów publicznych, ale nawet do uzyskania nadwyżki. Absolutnie nie ma jednak konieczności, aby podnosić podatki. Raczej trzeba obniżyć wydatki. Tymczasem rząd PiS wprowadził dwie poważne pozycje wydatkowe: program 500+, który kosztuje 25 mld zł rocznie, i obniżenie wieku emerytalnego, które w tym roku obciąży finanse na kwotę około 10 mld zł. Gdyby nie to, w budżecie byłyby pieniądze na świadczenia, które naprawdę są potrzebne.

We wtorek GUS wstępnie oszacował, że PKB w I kwartale powiększył się o 5,1 proc. rok do roku, nieco bardziej niż w IV kwartale ub.r. Czy to oznacza, że popularna dotąd teza, wedle której III kwartał ub.r. wyznaczył szczyt cyklu koniunkturalnego, jest nieprawdziwa?

Trzymając się nomenklatury górskiej, ja bym powiedział, że gospodarka przesuwa się po grani. Wzrost utrzymuje się na poziomie około 5 proc. rocznie. Co dalej? Sytuacja na rynku pracy wciąż jest bardzo dobra. Bezrobocie jest niskie, ryzyko utraty pracy niewielkie, a wzrost płac przyspiesza. W efekcie mamy wysoki poziom zaufania konsumentów do gospodarki, co wciąż sprzyja zwiększaniu wydatków konsumpcyjnych. Przyczyniają się do tego także niskie stopy procentowe, które obniżają koszty obsługi kredytów w złotych. Z drugiej strony widać pewne osłabienie koniunktury w strefie euro, szczególnie w Niemczech, które są naszym głównym partnerem handlowym. Ale trzeba pamiętać o tym, że wskaźniki koniunktury były tam bardzo wysoko. Ostatnio nastąpiła ich korekta, ale koniunktura wciąż jest dobra. Nie ma więc może co liczyć na dalsze przyspieszanie wzrostu gospodarczego w Polsce, ale spowolnienie, o którym się tyle mówi, będzie miało łagodny przebieg.

A dlaczego przyspieszenie wzrostu jest wykluczone? Sam pan mówi, że jest wciąż paliwo do wzrostu konsumpcji, a jednocześnie jesteśmy dopiero u progu ożywienia w inwestycjach.

Wzrost inwestycji, który nastąpił pod koniec ub.r. i w I kw. br., był prawdopodobnie napędzany głównie przez sektor publiczny. Wskaźniki gotowości do podjęcia inwestycji w sektorze prywatnym utrzymują się na niskim poziomie. Tymczasem pod koniec 2018 r. albo w 2019 r. ze względu na efekt wysokiej bazy odniesienia dynamika inwestycji publicznych się obniży. Być może na ich miejsce wejdą inwestycje prywatne, ale to nie jest pewne, bo perspektywy wzrostu w globalnej gospodarce nie będą już tak różowe, jak ostatnio.

Krótko mówiąc, ten rok pod względem wzrostu PKB będzie zbliżony do 2017 r., ale kolejne będą już słabsze?

Tak, na ten rok zakładam wzrost PKB o około 4,5 proc. (po 4,6 proc. w ub.r. – red.). Ale później wyhamowanie wzrostu inwestycji publicznych obniży tempo rozwoju gospodarki. Dodatkowym czynnikiem ryzyka jest aktywność w strefie euro.

Pomimo dobrej koniunktury w gospodarce inflacja jest uparcie niska. Dlaczego tak się dzieje?

Inflacja bazowa, czyli ta część inflacji, która jest zdeterminowana czynnikami krajowymi, wynosi zaledwie 0,6–0,7 proc. rocznie. Dzieje się tak pomimo trwającego już długo ożywienia na rynku pracy i silnego popytu wewnętrznego. To, że pomimo wzrostu kosztów surowców i pracy firmy nie zwiększają cen, tłumaczyć można silną konkurencją.

Skoro nawet dziś, przy 5-proc. wzroście PKB, Rada Polityki Pieniężnej nie ma powodów, aby podnosić stopy procentowe, to co będzie, gdy gospodarka zwolni?

Zakładam, że stopy procentowe wzrosną dopiero na początku 2020 r., ale biorę pod uwagę scenariusz, że to nie będzie wtedy uzasadnione. RPP będzie musiała brać pod uwagę perspektywy wzrostu gospodarczego w latach 2021–2022. A to będzie okres, gdy mniejszy napływ funduszy z UE będzie naturalnie zmniejszał presję inflacyjną.

Gospodarka krajowa
MFW: Polaryzacja światowej gospodarki coraz większa, Polska zieloną wyspą
Gospodarka krajowa
Nie ma chętnych do władz PFR?
Gospodarka krajowa
Zagraniczne firmy już lepiej oceniają Polskę
Gospodarka krajowa
Kamil Sobolewski, Pracodawcy RP: Zbieramy żniwo niedostatku inwestycji
Gospodarka krajowa
Ponad 24 mld zł dziury w budżecie po I kwartale
Gospodarka krajowa
Inflacja w marcu. Dane GUS pokazują, że nie jest całkowicie pod kontrolą