Model ochrony konsumenta na rynku finansowym

Czy na pewno za wszelką cenę należy bronić lekkomyślnie podejmowanych decyzji inwestycyjnych i czy aparat państwa powinien to wspierać.

Publikacja: 28.10.2020 05:00

Joanna Róg-Dyrda, Prof. Marek Wierzbowski i Partnerzy

Joanna Róg-Dyrda, Prof. Marek Wierzbowski i Partnerzy

Publikacja projektu ustawy likwidującej urząd rzecznika finansowego otworzyła ponownie dyskusję na temat modelu ochrony na rynku finansowym. Sam rynek podlega nadzorowi KNF, ale obecny projekt zmierza w kierunku przekazania dotychczasowych kompetencji rzecznika finansowego nie Komisji, ale prezesowi UOKiK. Co do potrzeby ochrony nie ma wątpliwości. Pytanie jednak, czy ta ochrona zmierza we właściwą stronę.

Od kilku lat można zaobserwować tendencję do rozszerzania zakresu ochrony na rynku finansowym. To zrozumiałe, gdy w Europie niemal każdy posiadający nadwyżki finansowe inwestuje je na rynku. Wzrastająca ochrona objawia się różnymi działaniami. Z jednej strony są to zmiany w przepisach, z drugiej zmiana podejścia sądów. Na poziomie unijnym, w obrębie rynku kapitałowego, mamy dyrektywę MiFID II i szereg różnych wymogów informacyjnych, badania odpowiedniości produktu, przeprowadzania ankiet, zakaz zachęt. Sektor bankowy próbuje uporać się z kwestią kredytów frankowych i konsekwencjami dotychczasowych rozstrzygnięć sądów i trybunałów. Afera GetBack wymusiła natomiast zmiany w kształcie nadzoru, łącznie z wprowadzeniem w skład KNF ponownie przedstawiciela prezesa UOKiK.

prof. Marek Wierzbowski, partner w kancelarii Prof. Wierzbowski i Partnerzy

prof. Marek Wierzbowski, partner w kancelarii Prof. Wierzbowski i Partnerzy

materiały prasowe

W lipcu zeszłego roku Sąd Najwyższy rozszerzył ochronę, uznając inwestora giełdowego będącego osobą fizyczną za konsumenta, stwierdzając: „osoba fizyczna samodzielnie zarządzająca swoim majątkiem przez inwestowanie posiadanych środków (oszczędności) w instrumenty finansowe (w tym nabywanie oraz sprzedaż akcji i udziałów) w celu niezwiązanym bezpośrednio z jej działalnością gospodarczą lub zawodową jest konsumentem". Każde działanie poszerzające ochronę pewnej grupy uczestników rynku ma swoje konsekwencje, które dotykają całej branży. Firmy inwestycyjne i inne podmioty działające na rynku finansowym muszą sprostać coraz ostrzejszym wymogom regulacyjnym i kapitałowym, co pociąga za sobą dodatkowe koszty. Podnoszenie tych wymogów – wobec braku edukacji i wiedzy o rynku – i tak nie chroni konsumentów przed błędami oraz standardowym ryzykiem inwestycyjnym. Mamy tu często do czynienia po prostu z przerzucaniem odpowiedzialności na podmioty instytucjonalne.

Jedną z najnowszych inicjatyw jest likwidacja urzędu rzecznika finansowego. Jego dotychczasowe kompetencje przejąłby prezes UOKiK. Mamy już w kraju organ powołany do nadzoru nad rynkiem finansowym, którego zadania i kompetencje częściowo pokrywają się z tymi, jakie przysługiwały rzecznikowi finansowemu. Rolą KNF, bo o niej oczywiście mowa, a także jej przewodniczącego, jest choćby udział w szeregu różnych postępowań związanych z nadzorem. Dotyczy to także postępowań karnych i cywilnych, w tym tych, w których istotą sporu są sprawy konsumenckie. Powierzenie zadań dotyczących sektora finansowego prezesowi UOKiK w sytuacji, w której mamy już wyspecjalizowany organ, może rozmywać odpowiedzialność za efektywny nadzór nad rynkiem. Uprawnienia obydwu organów będą nachodzić na siebie.

Abstrahując od tego, kto powinien wykonywać dotychczasowe zadania rzecznika finansowego, należy rozważyć zakres ochrony. Mianowicie na rynku finansowym wielokrotnie mamy do czynienia z inwestorem – osobą fizyczną – do którego nie powinno się stosować zasad dotyczących konsumentów. Od lat na rynku kapitałowym, m.in. z przyczyn podatkowych, wielu inwestorów nie chowa się za korporacje. W rozporządzeniu MAR słowo „konsument" w ogóle nie występuje. Inwestor na rynku finansowym często podejmuje świadomie ryzykowne decyzje inwestycyjne, przed jakimi chroniono by konsumenta. Perspektywa zysków skłania go niejednokrotnie do podjęcia ryzyka utraty całej inwestycji. Jeżeli takiego inwestora potraktujemy jako konsumenta, nie powinniśmy w ogóle oferować produktów opatrzonych ryzykiem Tymczasem można odnieść wrażenie, że ustawodawca i orzecznictwo skupiają się na próbie ochrony za wszelką cenę i przerzucaniu odpowiedzialności na firmy inwestycyjne. O ile zjawiska takie jak misselling są naganne, o tyle zupełnie niezrozumiałe jest wtłaczanie instytucji finansowych w spory (czy nawet w mediacje) inicjowane z powodu rozgoryczenia klientów wynikiem inwestycji. W dodatku klientów, którzy powinni mieć świadomość ryzyka, zwłaszcza że odhaczają kolejne okienka z klauzulami pouczającymi o takim ryzyku, a na koniec składają swój podpis pod wszelkimi tego typu oświadczeniami. Ten element powinien być brany pod uwagę przez prezesa UOKiK – czy każdy podający się za pokrzywdzonego konsumenta rzeczywiście nim jest?

Na gruncie przepisów dotyczących informacji poufnych zwykło się przyjmować, że wartość informacji podlega ocenie z punktu widzenia racjonalnego inwestora. Takiego, który ma pewną minimalną wiedzę i dokonując inwestycji, nią się kieruje. Zasadniczo wzorzec ten powinien być rozszerzony na wszelkie działania. Teoretycznie tak jest. Kierując ofertę, firma inwestycyjna musi przeprowadzić ocenę wiedzy klienta, wykorzystując ankietę odpowiedniości, niekiedy zwaną „mifidowską". Klient wypełnia test, z którego powinno wynikać, jaki jest zakres jego wiedzy na temat rynku i oferowanych instrumentów. Tak, by nie zrobić krzywdy, oferując klientowi nieodpowiedni instrument.

Tyle w teorii. W praktyce w internecie po wpisaniu w najpopularniejszą wyszukiwarkę hasła „ankieta mifid odpowiedzi" można znaleźć gotowe rozwiązania. Nie jest to trudne, nie wymaga wysiłku – wynik wyskakuje w pierwszym linku. A że znaczna część ankiet wypełniana jest online, nie wiadomo, ile z nich zostało wypełnione zgodnie z faktyczną wiedzą. Drugim problemem jest podawanie nieprawdziwych informacji dotyczących ekspozycji na ryzyko. Powodem jest pewna skłonność do hiperbolizacji – przyszły inwestor chce się wykazać. Na tej podstawie jednak często – zupełnie nie z winy domów maklerskich – dochodzi do oferowania niedostosowanych do wiedzy i stanu majątkowego instrumentów finansowych. A później pojawiają się rozgoryczenie, reklamacje i szukanie pomocy w organach państwa. I chociażby finalnie taki inwestor-konsument nie miał racji, to cała machina zostaje uruchomiona, a koszty jej działania pokrywane są przez instytucje finansowe. Z drugiej strony na taką ochronę nie mogą liczyć inni inwestorzy, niebędący konsumentami.

Pora zatem zastanowić się, czy na pewno za wszelką cenę należy bronić lekkomyślnie podejmowanych decyzji inwestycyjnych i czy aparat państwa powinien to wspierać. W końcu od czasów rzymskich przyjmuje się, że jeśli ktoś dobrowolnie naraża się na szkodę, wiedząc, że ta szkoda może nastąpić, to nie może wnieść roszczenia przeciwko innym stronom.

Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów
Felietony
Nowa epoka w prospektach?
Felietony
Altcoiny – między potencjałem a ryzykiem
Felietony
Dyskretny urok samotności
Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek