Nieproporcjonalność w praktyce

Skoro wszystkie przedsiębiorstwa nadzorowane poddane są kontroli finansujących je podmiotów, to być może rokrocznie powinno odbywać się walne zgromadzenie rynku, na którym podmioty finansujące nadzór udzielałaby absolutorium władzom KNF?

Publikacja: 05.09.2019 05:00

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Mirosław Kachniewski, prezes zarządu, SEG

Foto: materiały prasowe

Niejednokrotnie pisałem o teoretycznym zagrożeniu wynikającym z ustanowienia w regulacjach sankcji maksymalnych na poziomie oderwanym od realiów polskiego rynku kapitałowego. Z dużą dozą goryczy piszę dziś o wymiarze jak najbardziej praktycznym – w ubiegłym tygodniu pojawiła się pierwsza kara w wymiarze 99 proc. sankcji maksymalnej. Jednocześnie na samym początku chciałbym nadmienić, że nie mam zamiaru bronić ukaranej spółki. Zajmę się natomiast ochroną inwestorów.

Ekstremalnie wysokie sankcje maksymalne określone w regulacjach są pochodną populizmu penalnego i coraz dalej idącej harmonizacji przepisów UE. Populizm penalny polega na kształtowaniu przepisów sankcyjnych w taki sposób, aby były możliwie widowiskowe dla gawiedzi. Czyli zamiast koncentrować się na zadośćuczynieniu dla poszkodowanych czy chociażby na korzyści odniesionej ze złamania prawa, zamiast sformułować sankcję w sposób odnoszący się do sytuacji finansowej danego podmiotu, wskazuje się sankcję maksymalną wyrażoną w wartościach bezwzględnych.

Oczywiście taka wartość musi być bardzo wysoka przynajmniej z dwóch powodów: populistycznego (aby robiła odpowiednie wrażenie na publiczności) oraz prewencyjnego (aby robiła odpowiednie wrażenie nawet na największych spółkach). Z kolei harmonizacja przepisów unijnych wymusiła ustalenie tych wartości maksymalnych na poziomie odpowiednio przemawiającym do wyobraźni największych spółek notowanych na największych rynkach, które z perspektywy większości spółek notowanych na rynku polskim są tak abstrakcyjnie wysokie, że aż tracą swą formę prewencyjną. Bo przecież nikt rozsądny nie przyjmie do wiadomości, że np. za przejście przez jezdnię w miejscu niedozwolonym grozi kara śmierci.

Kika dni temu KNF nałożyła na Murapol karę 9,9 mln zł za parkowanie akcji, co stanowi 99 proc. sankcji maksymalnej przewidzianej za takie naruszenie prawa. Tak jak pisałem powyżej, nie mam zamiaru bronić spółki. Nie mając dostępu do akt sprawy ufam, że nadzorca dokonał właściwego rozstrzygnięcia merytorycznego. Warto jednak przeanalizować wysokość nałożonej sankcji, gdyż na podstawie publicznie dostępnych informacji wydaje się ona zupełnie nieuzasadniona tak z perspektywy merytorycznej, jak i formalnej.

Otóż regulacje wskazują precyzyjnie, jakie czynniki powinny być brane pod uwagę przy określaniu wysokości sankcji, a konkretnie: waga naruszenia, przyczyny, sytuacja finansowa, skala korzyści, straty dla rynku, współpraca z nadzorcą i uprzednie naruszenia. Nie znając szczegółów, ostrożnie założę najbardziej negatywny scenariusz: iż emitent złamał przepisy w największym możliwym stopniu, że działał celowo, realizując przy tym olbrzymie zyski, w związku z czym te przesłanki byłyby spełnione w 100 proc. Ale nawet wówczas trudno doszukać się poważnych strat dla rynku, a tempo procedowania pozwala domniemywać, że współpraca z nadzorcą na etapie prowadzonego postępowania była wzorowa. Ponadto z publicznie dostępnych danych wynika, że nie mieliśmy do czynienia z recydywą. Co więcej jest to spółka około 100 razy mniejsza od największych na rynku, a zatem sankcja maksymalna w tym przypadku powinna być kilkadziesiąt lub nawet kilkaset razy mniejsza od faktycznie nałożonej.

Dlaczego ta sprawa jest tak ważna dla rynku? Bo ustanawia bardzo niebezpieczny precedens, że nadzorca może nakładać sankcję maksymalną de facto bez informacji, jakie przesłanki określania wysokości kary wskazane w ustawie zostały spełnione. Bo sankcja płacona jest w końcowym rozrachunku z pieniędzy inwestorów (w tym konkretnym przypadku nie mamy inwestorów indywidualnych, ale jeśli tu sankcja mogła być tak wyliczona, to w każdym innym także tak będzie mogło być). Bo taka sankcja zniechęca spółki do debiutu giełdowego. Bo zachęca notowane spółki do delistingu. Bo paraliżuje zarządy emitentów i zniechęca je do podejmowania ryzyka, ograniczając tym samym potencjalne zyski inwestorów. Bo wskazuje, że compliance jest ważniejszy od biznesu (szkoda przecież stracić tak duże pieniądze wskutek błędnej decyzji biznesowej), przez co wzrosną koszty związane z przestrzeganiem regulacji, a zatem znów ograniczone zostaną zyski inwestorów.

Co zatem można zrobić? W wąskim zakresie należałoby zmienić zasady prowadzenia postępowań przed KNF, a w szczególności wprowadzić możliwość merytorycznego odwołania od decyzji nadzorcy do innej instancji. Obecnie jest tak, że od decyzji KNF można się odwołać do samej KNF, a następnie do sądów administracyjnych, które jednak nie zajmują się warstwą merytoryczną, a jedynie formalną. Konstrukcja ta nie tylko jest nielogiczna, ale także rodzi ryzyko wzruszania decyzji nadzorcy wobec braku realnej ścieżki odwoławczej. Rozwiązaniem mogłoby być uczestnictwo w procesie odwoławczym instytucji skupiających poszczególne grupy uczestników rynku, tak aby decyzje nadzorcze uwzględniały potrzeby rynku.

W szerszym zakresie natomiast niezbędne wydaje się wprowadzenie nadzoru merytorycznego nad nadzorcą. Mógłby on być sprawowany przez instytucje skupiające poszczególne grupy uczestników rynku. Obecnie bowiem uczestnicy rynku nie mają żadnego wpływu na funkcjonowanie nadzorcy, choć w pełni finansują jego działania. Skoro wszystkie przedsiębiorstwa nadzorowane poddane są kontroli finansujących je podmiotów, to być może rokrocznie powinno odbywać się walne zgromadzenie rynku, na którym jego uczestnicy udzielaliby absolutorium władzom KNF?

Felietony
Trudne relacje
Felietony
Zmiana perspektyw polityki Fedu
Felietony
Pracowita majówka polska
Felietony
Starożytne wskazówki dla współczesnych
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów