Niejednokrotnie pisałem o teoretycznym zagrożeniu wynikającym z ustanowienia w regulacjach sankcji maksymalnych na poziomie oderwanym od realiów polskiego rynku kapitałowego. Z dużą dozą goryczy piszę dziś o wymiarze jak najbardziej praktycznym – w ubiegłym tygodniu pojawiła się pierwsza kara w wymiarze 99 proc. sankcji maksymalnej. Jednocześnie na samym początku chciałbym nadmienić, że nie mam zamiaru bronić ukaranej spółki. Zajmę się natomiast ochroną inwestorów.
Ekstremalnie wysokie sankcje maksymalne określone w regulacjach są pochodną populizmu penalnego i coraz dalej idącej harmonizacji przepisów UE. Populizm penalny polega na kształtowaniu przepisów sankcyjnych w taki sposób, aby były możliwie widowiskowe dla gawiedzi. Czyli zamiast koncentrować się na zadośćuczynieniu dla poszkodowanych czy chociażby na korzyści odniesionej ze złamania prawa, zamiast sformułować sankcję w sposób odnoszący się do sytuacji finansowej danego podmiotu, wskazuje się sankcję maksymalną wyrażoną w wartościach bezwzględnych.
Oczywiście taka wartość musi być bardzo wysoka przynajmniej z dwóch powodów: populistycznego (aby robiła odpowiednie wrażenie na publiczności) oraz prewencyjnego (aby robiła odpowiednie wrażenie nawet na największych spółkach). Z kolei harmonizacja przepisów unijnych wymusiła ustalenie tych wartości maksymalnych na poziomie odpowiednio przemawiającym do wyobraźni największych spółek notowanych na największych rynkach, które z perspektywy większości spółek notowanych na rynku polskim są tak abstrakcyjnie wysokie, że aż tracą swą formę prewencyjną. Bo przecież nikt rozsądny nie przyjmie do wiadomości, że np. za przejście przez jezdnię w miejscu niedozwolonym grozi kara śmierci.
Kika dni temu KNF nałożyła na Murapol karę 9,9 mln zł za parkowanie akcji, co stanowi 99 proc. sankcji maksymalnej przewidzianej za takie naruszenie prawa. Tak jak pisałem powyżej, nie mam zamiaru bronić spółki. Nie mając dostępu do akt sprawy ufam, że nadzorca dokonał właściwego rozstrzygnięcia merytorycznego. Warto jednak przeanalizować wysokość nałożonej sankcji, gdyż na podstawie publicznie dostępnych informacji wydaje się ona zupełnie nieuzasadniona tak z perspektywy merytorycznej, jak i formalnej.
Otóż regulacje wskazują precyzyjnie, jakie czynniki powinny być brane pod uwagę przy określaniu wysokości sankcji, a konkretnie: waga naruszenia, przyczyny, sytuacja finansowa, skala korzyści, straty dla rynku, współpraca z nadzorcą i uprzednie naruszenia. Nie znając szczegółów, ostrożnie założę najbardziej negatywny scenariusz: iż emitent złamał przepisy w największym możliwym stopniu, że działał celowo, realizując przy tym olbrzymie zyski, w związku z czym te przesłanki byłyby spełnione w 100 proc. Ale nawet wówczas trudno doszukać się poważnych strat dla rynku, a tempo procedowania pozwala domniemywać, że współpraca z nadzorcą na etapie prowadzonego postępowania była wzorowa. Ponadto z publicznie dostępnych danych wynika, że nie mieliśmy do czynienia z recydywą. Co więcej jest to spółka około 100 razy mniejsza od największych na rynku, a zatem sankcja maksymalna w tym przypadku powinna być kilkadziesiąt lub nawet kilkaset razy mniejsza od faktycznie nałożonej.