Koniec szalonego marca

Wszystko zależy teraz od długości mrożenia gospodarek, czyli od rozległości pandemii i od chęci rządzących do uruchamiania gospodarek (niekoniecznie jedno musi być skorelowane dodatnio z drugim).

Publikacja: 03.04.2020 12:35

Piotr Kuczyński, ekonomista

Piotr Kuczyński, ekonomista

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Wydaje się, że dno bessy zostało na pewien czas ustanowione. Na pewien czas, a nie na długo, bo nie wiemy jak rozwinie się pandemia.

Pisanie komentarzy w czasach pandemii jest zajęciem dosyć frustrującym, bo jest duże prawdopodobieństwo, że wtedy, kiedy tekst się ukaże będzie już nieaktualny. Na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o rynki finansowe, nie są wcale indeksy giełdowe i ceny surowców, czy kursy walut, ale statystyki zachorowań i śmierci. I to one rządzą rynkami.

Coś jednak można mimo to powiedzieć. Państwa podejmowały w marcu bezprecedensowe decyzje. Na przykład w Indiach zamknięto społeczeństwo (1,3 mld ludzi) w domu. Podobne decyzje podejmowano na całym świecie (za wyjątkiem Szwecji). W Polsce też rząd postanowił zmienić stan zagrożenia epidemicznego na stan epidemii, który daje rządowi więcej narzędzi. Potem zaostrzono te środki wprowadzając stan epidemii, a w ostatnim dniu marca wprowadzono dodatkowe ograniczenia.

Fed w dwóch ruchach obniżył stropy procentowe do zera i postanowił znacznie poszerzyć zakres skupowanych aktywów oraz zadeklarował, że nie będzie ograniczał wolumenu kupna. Kongres zatwierdził też program o wartości 2 bilionów USD. EBC ogłosił nadzwyczajny program zwalczania pandemii w wysokości 750 mld euro (skup aktywów), a rządy publikowały potężne programy mające wspomóc gospodarkę. W Polsce Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy z 1,5 do 1 proc., a NBP uruchomił luzowanie ilościowe skupując obligacje z rynku. De facto pomagał budżetowi, co według mnie jest dość kontrowersyjne, bo konstytucja zakazuje NBP finasowanie długu państwowego. Przepuszczanie emitowanych przez Skarb Państwa obligacji jest trikiem, który ma to zagrożenie usunąć, ale trikiem dość wątpliwym. Sejm przyjął też „tarczę" antykryzysową, która według mnie jest dość uboga. Teoretycznie ma wartość 212 mld zł, ale z budżetu pójdzie na nią jedynie 10 mld zł) i nie ulega wątpliwości, że pakiet będzie w niedalekiej przyszłości zwiększany. Na rynkach akcji przełom w potężnej przecenie, która trwała od trzeciej dekady lutego i zdjęła po około 40 proc. z indeksów, nastąpił 24.03. Wtedy to indeksy w USA zyskały po około 10porc. Dwa dni później opublikowano tygodniowe dane o nowych wnioskach o zasiłek dla bezrobotnych - skoczyły z 282 tys. do 3.283 tys. (nie pomyliłem się – ponad 3 miliony). Reakcja rynku? Indeksy zaczęły szybko zyskiwać, bo takie dane być może jeszcze zwiększą pomoc Fedu i rządu.

Na wykresach amerykańskich indeksów powstała formacja gwiazdy porannej bardzo często (ale nie zawsze) zwiastująca koniec spadków. Wydaje się jednak, że dno bessy zostało na pewien czas ustanowione. Na pewien czas, a nie na długo, bo nie wiemy jak rozwinie się pandemia, i czy jesienią nie będzie wznowienia (sezon grypowy to sugeruje). Korekta spadków często przyjmuje formę zygzaka ABC i tego teraz oczekuję.

W Warszawie WIG20 ustanowił dołek (intraday) wcześniej niż inne giełdy, bo już 16 marca. W kolejnych dniach sesje wzrostowe przeplatały się ze spadkowymi, ale indeks zyskiwał. W tym przypadku też dołek na dłuższy czas został wtedy ustanowiony (intra day). Nawiasem mówiąc nasz rynek zachowywał się po prostu fatalnie. Na innych giełdach indeksy nawet po tych 40-proc. spadkach były na poziomie o kilkadziesiąt procent wyższym niż w szczycie w 2007 r. (przed tamtym kryzysem). U nas WIG20 tracił w dołku od szczytu z 2007 r. około 70 proc.

W marcu szaleństwo i zmienność nie dotyczyły tylko rynków akcji. To samo widać było na rynku surowców i na walutach. Szczególnie interesujące było zachowanie rynku ropy. Nieodpowiedzialne zachowanie Arabii Saudyjskiej i Rosji, które doprowadziły do wojny cenowej, która z kolei potężnie przeceniła ropę (do poziomu z 2002 r.) niezwykle szkodząc krajom zależnym od eksportu surowców. Zachowanie rynku złota, uważanego za bezpieczną przystań, też było kuriozalne. Był moment, kiedy „papierowe" złoto (kontrakty) mocno taniało, a jednocześnie nie można było dostać złota fizycznego. O tym trzeba zawsze pamiętać – to jest pewnego rodzaju memento na czasy kryzysu.

Ucieczka do bezpiecznej przystani bardzo umacniała dolara. Dopiero ostatnia decyzja Fedu zaczęła go osłabiać. Ucieczka z rynków rozwijających się (im szczególnie szkodzi mocny dolar) bardzo szkodziła złotemu, chociaż sytuacja zaczęła się zmieniać po osiągnięciu dna przez giełdowe indeksy. Uważam, że trzeba zachować spokój. W ostatnim dziesięcioleciu kurs EUR/PLN trzykrotnie szybko rósł, ale zawsze wracał (po roku, dwóch latach) do poziomów 4,10 – 4,20 PLN. Tak będzie i tym razem.

Reasumując, wszystko zależy teraz od długości mrożenia gospodarek, czyli od rozległości pandemii i od chęci rządzących do uruchamiania gospodarek (niekoniecznie jedno musi być skorelowane dodatnio z drugim). Jedno jest według mnie pewne – rynkowy dołek został w marcu ustanowiony i musiałoby się coś drastycznie zmienić na rynku pandemii, żeby zanegować tę tezę.

Felietony
Trudne relacje
Felietony
Zmiana perspektyw polityki Fedu
Felietony
Pracowita majówka polska
Felietony
Starożytne wskazówki dla współczesnych
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO
Felietony
Ile odliczać?
Felietony
Zbieranie danych do ESRS-ów