Niezbyt udane odreagowanie niedawnych spadków na nowojorskim parkiecie, wraz z potwierdzeniem determinacji Fedu w normalizacji polityki pieniężnej i idącym za tym umocnieniem się dolara, przesądziło o nastrojach na światowych giełdach.
Niespełnione nadzieje
Obiecujący początek minionego tygodnia na głównych światowych parkietach nie przerodził się w trwałe odreagowanie i poprawę nastrojów. Wtorkowa, przekraczająca 2 proc., zwyżka głównych amerykańskich indeksów dawała nadzieję na powrót do tendencji wzrostowej po niedawnej silnej spadkowej korekcie. Przeszkodą dla takiego scenariusza okazał się prawdopodobnie nieco „odgrzewany kotlet", czyli publikacja protokołu z poprzedniego posiedzenia Fedu, po którym było już wiadomo, że większość uczestników tego gremium jest gotowa popierać kolejne decyzje w sprawie podwyżek stóp procentowych. A jednak przypomnienie tego faktu wywarło wyraźny wpływ i na rynek akcji, i na dolara, podnosząc także chwilowo rentowność amerykańskich obligacji skarbowych ponownie powyżej 3,2 proc. Środa, a szczególnie czwartek, przyniosły więc wyraźne spadki indeksów na Wall Street, przenosząc obawy na pozostałe światowe parkiety.
Najmocniej ucierpiały indeksy sporej części giełd rynków wschodzących, ale dostało się także bykom z głównych parkietów europejskich. Niemiecki DAX po pierwszych czterech sesjach minionego tygodnia był co prawda ponad 0,5 proc. na plusie, ale w czwartek zaliczył przewyższający 1 proc. spadek i ledwie uniknął zejścia poniżej 11 600 punktów. Techniczny obraz rynku nie jest więc optymistyczny, a liczne fundamentalno-polityczne czynniki ryzyka ten pesymizm jedynie utrwalają. Chodzi oczywiście między innymi o negocjacje umowy w sprawie rozwodu Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii oraz kłopot z włoskimi planami budżetowymi. O tym, że ta ostatnia kwestia wkrótce wróci na czołówki serwisów, może świadczyć prawie 1-proc. spadek wskaźnika giełdy w Mediolanie i jego zejście do poziomu najniższego od lutego. Także rentowność włoskich obligacji ustanowiła w miniony czwartek nowy lokalny szczyt, zbliżając się do 3,7 proc., a więc poziomu najwyższego od lutego 2014 r.
Emerging markets blisko dołka
Sytuacja na rynkach wschodzących wciąż się nie poprawia. Dwie niedawne dość dynamiczne próby odreagowania spadków okazały się jedynie jednorazowymi incydentami, bez poważniejszych konsekwencji. To świadczy o słabości byków i sugeruje pogłębienie spadków. MSCI Emerging Markets w trakcie minionych czterech sesji zniżkował o prawie 2,5 proc., mimo sporej zwyżki z minionego wtorku. W czwartek wskaźnik zbliżył się do dołka z 11 października. Najbliższe dni powinny rozstrzygnąć, czy techniczne wsparcie, znajdujące się w tej okolicy, powstrzyma przecenę, czy też doprowadzi do jej pogłębienia.
Istotne znaczenie dla losów indeksu może mieć zachowanie giełdy w Chinach. To zaś nie zwiastuje niczego dobrego. W miniony czwartek Shanghai Composite stracił prawie 3 proc., schodząc do poziomu najniższego od listopada 2014 r. Jeśli w tych okolicach byki lub w ich zastępstwie rządowe interwencje nie powstrzymają przeceny, grozi poważne jej pogłębienie, co mogłoby doprowadzić do nasilenia paniki. Od końca września indeks stracił już prawie 12 proc., a od styczniowego szczytu spadek przekracza 30 proc. Chińskiemu rynkowi akcji nie pomaga monetarna stymulacja, dzięki której mocno w dół sprowadzona została przynajmniej rentowność obligacji skarbowych (z 3,7 proc. do niespełna 3,6 proc., w ciągu ostatnich kilku tygodni), nie szkodząc jednocześnie aż tak bardzo walucie, choć za dolara wciąż trzeba płacić ponad 6,9 juana.