#TydzieńNaRynkach: Byki mają coraz bardziej pod górkę

W ostatnich dniach giełdowe indeksy nadal szły w górę, ale impet tego ruchu wyraźnie słabnie. Wkrótce może dojść do próby sił między bykami a niedźwiedziami.

Aktualizacja: 10.07.2020 16:35 Publikacja: 10.07.2020 16:32

#TydzieńNaRynkach: Byki mają coraz bardziej pod górkę

Foto: Bloomberg

W trakcie czterech sesji minionego tygodnia na większości światowych parkietów przeważały dobre nastroje, choć wciąż trudno wskazać powody do optymizmu, a nadal nie brakuje czynników ryzyka. Monetarna i fiskalna stymulacja wydają się przeważać nad obawami o perspektywy globalnej gospodarki i konsekwencje widocznego tu i ówdzie wyraźnego nasilenia epidemii koronawirusa.

Euforia w Szanghaju i rekordy indeksu Nasdaq

Na inwestorach nie zrobił wrażenia ani wzrost zachorowań do ponad 3 mln przypadków w Stanach Zjednoczonych i ponad 12 mln na świecie, ani kolejne obniżenie prognoz makroekonomicznych dla naszego kontynentu. Według Komisji Europejskiej, w tym roku gospodarka strefy euro skurczy się o 8,7 proc., a więc o jeden punkt procentowy mocniej, niż wynikało z poprzedniej prognozy. W przyszłym roku wzrost PKB sięgnie 6,1 proc. i być może ta wizja jest źródłem optymizmu na giełdach europejskich.

Indeks we Frankfurcie rósł do czwartku o ponad 1 proc., ale wyraźnie zwyżkowe były jedynie sesje poniedziałkowa i czwartkowa. W porównaniu z sięgającą 3,6 proc. zwyżki z poprzedniego tygodnia to niewiele, ale trzeba pamiętać, że DAX zbliża się do 13 tys. punktów i wkrótce zmierzy się z poziomem lokalnego szczytu z początku czerwca. Przy braku jednoznacznie pozytywnych impulsów, bliskość oporów w naturalny sposób ogranicza impet zwyżki. Ich testu można się spodziewać w najbliższych dniach. Zdecydowanie słabiej radził sobie paryski CAC40, zniżkując o 0,5 proc. i broniąc się przed spadkiem poniżej 5000 punktów. Niewiele lepiej było w przypadku londyńskiego FTSE 250.

Na Wall Street błyszczał jedynie segment technologiczny. Nasdaq Composite zwyżkował do czwartku o ponad 3 proc., bijąc kolejne historyczne rekordy. S&P 500 rósł jednak już tylko o 0,7 proc., wyraźnie tracąc impet wraz ze zbliżaniem się do 3200 punktów. Nie wygląda na to, by byki miały siłę do ataku na lokalny szczyt z początku czerwca, a to sugeruje możliwość wystąpienia spadkowej korekty. Dow Jones prawdopodobnie już ją rozpoczął, zniżkując o 0,5 proc. i schodząc poniżej 26 tys. punktów.

Bezdyskusyjnie gwiazdą ostatnich dni był zwyżkujący do czwartku aż o 9,4 proc. indeks giełdy w Szanghaju. To najbardziej dynamiczny tygodniowy wzrost od prawie sześciu lat. Warto też zwrócić uwagę, że ten zryw trwa już drugi tydzień z rzędu. Shanghai Composite z impetem pokonał lokalny szczyt z kwietnia ubiegłego roku i znalazł się na poziomie najwyższym od lutego 2018 r. Trudno jednoznacznie wskazać powody tej euforii. Co prawda wskaźnik PMI dla chińskiego przemysłu w czerwcu po raz drugi z rzędu utrzymał się powyżej kluczowego poziomu 50 punktów, a zwyżkę PMI dla usług do 58,4 punktu można uznać za imponującą, to jednak reakcja giełdy wydaje się przesadzona.

Giełdowej euforii towarzyszy jednocześnie zdecydowane umocnienie się juana względem dolara. Mocno taniejące z kolei chińskie obligacje skarbowe mogą potwierdzać wiarę inwestorów w odradzanie się gospodarki Państwa Środka.

Wakacyjny marazm przy Książęcej

Z uporem godnym lepszej sprawy indeks naszych największych spółek od pięciu tygodni trzyma się uparcie okolic 1800 punktów. Do czwartku zniżkował o 0,5 proc., schodząc nieznacznie poniżej wspomnianego poziomu. W rozwiązaniu zagadki, jaką może być utrzymujący się marazm, pomocne wydaje się spojrzenie na wolumen obrotów, który od czerwcowego „wzmożenia”, dramatycznie maleje. Skoro nikt nie handluje, to nie ma impulsów do większej zmienności. Kapitał zagraniczny z pewnością ma ciekawsze „tematy” do grania niż akcje naszych, głównie państwowych blue chips, a napływający na rynek nowi krajowi inwestorzy albo nie mają zbyt dużej siły sprawczej, albo interesują się innymi segmentami rynku. Nie widać ich także w segmencie średnich firm, bowiem mWIG40 zachowuje się bardzo podobnie, jak WIG20, tyle że w tym przypadku targetem jest poziom 3600 punktów „okupowany” od sześciu tygodni. W trakcie czterech sesji mWIG40 tracił 0,3 proc. Najjaśniejszym punktem naszego parkietu nieodmiennie pozostaje segment najmniejszych spółek. Tak było również w ostatnich dniach. sWIG80 do czwartku zwyżkował o 1,7 proc. Od początku roku idzie w górę o 17 proc., czyli tyle samo co Nasdaq Composite, mimo że nie ma w swym składzie takich gwiazd, jak „kolega” z Wall Street. Indeks rynków wschodzących, żeby trzymać się proporcji, pozostaje od początku roku w tyle za sWIG80 o ponad 19 punktów procentowych.

Spośród blue chips w ostatnich dniach pozytywnie wyróżniały się walory jedynie kilku firm. Dzięki dobrej sytuacji na rynku miedzi, akcje KGHM zwyżkowały do czwartku o 7,6 proc., osiągając poziom najwyższy w tym roku. Od dołka z pierwszej połowy marca papiery KGHM zyskały ponad 100 proc. O ponad 5 proc. w górę poszły do czwartku akcje LPP, kontynuując odreagowanie wcześniejszych spadków. Zadziałało testowane w poprzednim tygodniu wsparcie w okolicy 6000 zł. O niemal 3 proc. drożały walory PGNiG. Zbliżają się one do ważnego poziomu oporu w okolicy 5 zł. Od 1 do 1,5 proc. w górę szły jeszcze tylko akcje Cyfrowego Polsatu, Aliora i PGE. Największym ciężarem dla WIG20 były w ostatnich dniach papiery CD Projektu, taniejące do czwartku o prawie 5 proc. oraz zniżkujące o 3,5 proc. walory PKN Orlen. Tendencja spadkowa w przypadku płockiej rafinerii trwa od początku czerwca, a jej skala sięga już 16 proc. Wkrótce może dojść do testowania ważnego poziomu wsparcia w okolicach 60 zł. Co ciekawe, poziomu 60 zł trzymają się od kilku miesięcy papiery Lotosu. W reakcji na informację o utworzeniu rezerw w wysokości 189 mln zł w związku z ryzykiem prawnym dotyczącym kredytów frankowych, o 3,5 proc. w dół szły akcje mBanku. O prawie 3 proc. potaniały walory Santandera i CCC.

Indeksowi średniaków najbardziej pomagały spółki największe z tego grona oraz reprezentanci sektora medycznego, pod względem liczbowym zaś przewaga niedźwiedzi była w ostatnich dniach bardzo zdecydowana. Gwiazdą po raz kolejny były walory Mercator Medicalu, których cena wzrosła o 56 proc., o ponad 10 proc. w górę szedł kurs akcji Biomedu-Lublin, o niemal 9 proc. drożały papiery Celon Pharmy, marsz w górę kontynuowały walory Kęt, zwyżkujące o 3 proc. O ponad 4 proc. rosła cena akcji Budimeksu, a o ponad 3 proc. – papierów Wirtualnej Polski i Amiki. Spadkowiczom przewodziły taniejące o ponad 7 proc. akcje AmRestu, reagujące zapewne na informacje o nieustępliwości epidemii koronawirusa. Od lutego tracą one prawie 60 proc. O 6,7 proc. w dół szedł kurs papierów Ciechu i Kruka, o ponad 4 proc. taniały walory Enei, a o ponad 2 proc. zniżkowała cena akcji Millennium.

Spośród najmniejszych firm uwagę zwracał przekraczający 24 proc. skok notowań akcji Forte oraz kontynuacja silnej tendencji wzrostowej kursu ML System, tym razem o ponad 15 proc., przy nadal bardzo wysokich obrotach. O prawie 17 proc. w górę poszła cena akcji Lenteksu, zbliżając się do historycznego rekordu z 2007 r. O niemal 18 proc. drożały walory Oponeo.

Złoto idzie na rekord

Po dwóch nieudanych próbach z poprzednich tygodni w ostatnich dniach notowania złota zdecydowanie pokonały poziom 1800 dolarów za uncję, zwyżkując o prawie 2 proc., choć w końcówce czwartkowej sesji dorobek byków został zredukowany do 1,2 proc. Tym razem wzrostowej tendencji ceny kruszcu pomogło prawdopodobnie osłabienie dolara, a nie wzrost awersji do ryzyka. Ten ostatni czynnik mógł jednak także mieć pewne znaczenie. W niepewnych czasach warto mieć w portfelu coś bezpiecznego, a przynajmniej stabilizującego jego wartość. Za złotem przemawia kilka przesłanek. To przede wszystkim słabe perspektywy globalnej gospodarki i ryzyko związane z drugą falą pandemii oraz nadzwyczajne działania z zakresu polityki monetarnej i fiskalnej. Jeśli „zawiodą” pierwsze dwa, zadziałają (choćby proinflacyjnie) dwa kolejne. Prognozy zakładające dojście notowań złota w okolice 2000 dolarów za uncję są więc zupełnie realne. Można się jedynie dziwić, że nie ma przewidywań bardziej „odważnych”, których nie brakowało przecież w znacznie spokojniejszych czasach. Na razie cena złota jest najwyższa od września 2011 r., czyli od prawie dziewięciu lat, a od początku roku wzrosła o 19,5 proc. Mocno w górę szły też w ostatnich dniach notowania pozostałych metali szlachetnych. Cena srebra zwyżkowała niemal o 4 proc., platyny – o ponad 3 proc., a palladu – o 1,6 proc.

Na rynku ropy naftowej nadal mamy do czynienia z kontynuacją ruchu w bok. Notowania WTI do środy zwyżkowały o kilka dziesiątych procent, jednak nie były w stanie wzbić się mocniej ponad 40 USD za baryłkę. Zmienność na tym rynku wygasła w ostatnich dniach niemal zupełnie, a niedźwiedzie przypomniały mocniej o sobie dopiero w czwartek, gdy notowania zniżkowały o 3,5 proc. Podobnie było w przypadku europejskiego surowca typu Brent, którego cena trzyma się od kilku dni w pobliżu 42 USD za baryłkę. Inwestorzy w pierwszej część tygodnia nie reagowali na napływające informacje. Nieoczekiwany silny wzrost zapasów ropy w USA został zignorowany, może dlatego, że jednocześnie niespodziewanie mocno spadły zapasy benzyny. Bez echa przeszła też publikacja prognoz rynkowych. Energy Information Administration podwyższyła prognozę cen ropy na ten rok o prawie 7 proc., do 37,55 USD za baryłkę, a na przyszły szacuje, że wyniesie ona 45,7 dolarów. Właściwie więc nie było na co reagować.

Optymistyczne sygnały dotyczące perspektyw chińskiej gospodarki wyraźnie wpłynęły na sytuację na rynku miedzi. Kontrakty terminowe na ten metal do czwartku rosły o ponad 5 proc., kontynuując trwający od końca marca trend wzrostowy. Zwyżka sięga już 35 proc.

Analizy rynkowe
Bessa w pełnej okazałości
Gospodarka krajowa
Stopy nie muszą przewyższyć inflacji, żeby ją ograniczyć
Analizy rynkowe
Spadki na giełdach boleśnie uderzają w portfele miliarderów
Analizy rynkowe
Dywidendy nie takie skromne
Analizy rynkowe
NewConnect: Liczba debiutów wyhamowała
Analizy rynkowe
Jesteśmy na półmetku bessy. Oto trzy argumenty