Już nie ważne czy, ale w jakiej skali można oczekiwać podwyżek stóp procentowych. Bank Anglii był o włos od ruchu o 50 p.b., chociaż główny ekonomista Huw Pill dał do zrozumienia, że mimo widocznych ryzyk dla inflacji z tytułu presji płacowej, bardziej prawdopodobny jest scenariusz wyważonych ruchów w kolejnych miesiącach. Europejski Bank Centralny pozwolił w czwartek rynkom na podbicie oczekiwań, co do zaostrzenia polityki w strefie euro w drugiej połowie roku. I słusznie, gdyż zwłaszcza ECB nie może pozwolić sobie na to, aby spóźnić się z odpowiednią reakcją - późniejsza konieczność podejmowania bardziej gwałtownych ruchów mogła by nieść ze sobą o wiele większe koszty dla słabszych gospodarek i nasilić obawy, co do jego stabilności. Dlatego też przemawiająca dzisiaj po południu przed Parlamentem Europejskim, szefowa EBC, może mieć nieco związane ręce - przekaz powinien być jasny: bank centralny czuje się odpowiedzialny za to, aby sprowadzić ponownie inflację na akceptowalne poziomy.
A co w kraju? Rynek nadal zastanawia się nad tym, czy jutro RPP mogłaby zaskoczyć skalą ruchu - podwyżka o 75 p.b. zamiast powszechnie oczekiwanego ruchu o 50 p.b. Teoretycznie biorąc pod uwagę ostatnie posunięcia Banku Czech, czy też Banku Węgier, taki ruch byłby zasadny. Nie powinno mu jednak towarzyszyć przekonanie, że późniejsze ruchy byłyby mniejsze. Wygląda na to, że decydenci, ale i też politycy zaczynają rozumieć, że dbałość o to, aby złoty był silny (a nie słaby) może być jednym z kluczowych czynników pozwalających ograniczać nadmierną inflację - stąd sygnały świadczące o zmianie podejścia w ostatnich tygodniach (bardziej jastrzębie słowa prezesa Glapińskiego, działania podejmowane przez polityków rządzącej opcji zmierzające do znalezienia kompromisu z KE w sprawie unijnych funduszy).
Sporządził: Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ