Jak trwoga, to do franka – ten rynkowy wariant znanego przysłowia nigdy nie był tak prawdziwy jak dziś. W oczach inwestorów szwajcarska waluta to „bezpieczna przystań”, w której można schronić kapitał na czas zawirowań na rynkach finansowych. Ale kupując sobie spokój, windują kurs franka, uderzając po kieszeniach zadłużonych w tej walucie, których w krajach Europy Środkowo-Wschodniej nie brakuje. Szkodzą też szwajcarskim eksporterom. Nie wszystkim więc frank daje schronienie.
Ostatnia fala aprecjacji szwajcarskiej waluty rozpoczęła się w pierwszych miesiącach zeszłego roku, gdy na dobre rozgorzał kryzys zadłużeniowy w Grecji. To wówczas kurs euro wobec franka spadł do historycznego minimum, które od tego czasu raz po raz pogłębiał w związku z kłopotami Irlandii i Portugalii, konfliktami na Bliskim Wschodzie i kataklizmem w Japonii. W połowie czerwca za euro można było kupić już tylko 1,2 franka, podczas gdy średnio w minionej dekadzie było to 1,5 franka. Ale siła helweckiej waluty ujawnia się nie tylko w konfrontacji z euro.
W minionych 12 miesiącach osłabiły się wobec niej wszystkie z 36 głównych walut świata, a dolar stracił aż 25 proc. To szczególnie wymowne, bo w pierwszej połowie 2010 r., gdy euro mocno wobec franka traciło, dolar się umacniał – i to właśnie na fali kłopotów fiskalnych w strefie euro, które uzasadniały wycofywanie kapitału na inne kontynenty. Ale już we wrześniu ub.r. także kurs USD/CHF ustanowił nowe historyczne minimum, które do dziś zdecydowanie pogłębił.
W tym świetle jednostki płatnicze z Europy Środkowo-Wschodniej wypadają dobrze, zwłaszcza że państwa z naszego regionu wciąż zalicza się do rynków wschodzących, a więc ryzykownych. W ciągu roku kurs franka wobec złotego i forinta wzrósł odpowiednio o 11,5 i 8,6 proc. Na Węgrzech wystarczyło to, aby notowania szwajcarskiej waluty już pół roku temu przebiły rekord z lutego 2009 r. W Polsce może to nastąpić lada dzień. Obecnie kurs CHF/PLN oscyluje wokół 3,29, zaledwie 4 grosze poniżej historycznego maksimum.
To w dużej mierze skutek tego, że między wiosną 2009 r., gdy na rynki finansowe zaczął powracać optymizm po kryzysie, a wiosną 2010 r., gdy uwidoczniły się problemy strefy euro, waluty naszego regionu nie zdołały odrobić strat z poprzednich kilku kwartałów. Kurs franka wobec złotego, który od akcesji Polski do UE systematycznie zniżkował, co przyczyniło się do popularyzacji kredytów walutowych w równym niemal stopniu jak niskie stopy procentowe w Szwajcarii, w następstwie eskalacji światowego kryzysu finansowego latem 2008 r. skoczył w ciągu kilku miesięcy o niemal 70 proc. Później jednak cofnął się maksymalnie o 20 proc.