Ostatnio jednak utknęły w miejscu. Co potencjalnie mogłoby przemawiać za zmianą trendu z ostatnich kilkunastu miesięcy? Choćby fakt, że notowania EUR/USD zupełnie oderwały się od tradycyjnej zależności z wysokością stóp procentowych w USA i strefie euro. Windowaniu kursu euro zupełnie nie przeszkadzał – wbrew historii – fakt, że za oceanem rentowności obligacji rosną (2-letnie papiery skarbowe dają prawie 2,3 proc.), a Fed podnosi stopy, zaś w Eurolandzie rentowności krótkoterminowych papierów skarbowych są ciągle ujemne (niemieckie 2-latki dają ... -0,5 proc. „zysku") pod wpływem uparcie luźnej polityki EBC. Z tego punktu widzenia euro wydaje się mocno przewartościowane (a dolar – analogicznie niedowartościowany).

Trzeba też pamiętać, że euro jest przedmiotem pożądania funduszy hedgingowych, które na przełomie roku zbudowały rekordowe pozycje spekulacyjne (wg danych CFTC). Mówi się tymczasem, że na rynkach większość rzadko ma rację...

Oczywiście istnieją też czynniki wspierające mocne euro lub też słabego dolara. Najważniejszym wydaje się perspektywa pogłębienia deficytu budżetowego w USA.

Reasumując, obserwujmy notowania (euro)dolara. Jeśli ostatnia stabilizacja okaże się przejściowa i kurs EUR/USD wznowi trend wzrostowy, będzie to dobry sygnał dla emerging markets i złota. Ale możliwy jest też odwrotny scenariusz. ¶