Opinia: Spodziewaną wczoraj korektę wartości dolara ostatecznie uruchomił nie Powell, a Trump. Wprawdzie szef FED słowami nt. braku mocnych dowodów na utrzymanie wysokiej dynamiki wynagrodzeń nieco ograniczył spekulacje związane z czwartą podwyżką w tym roku, ale zostały one stonowane przez słowa Williama Dudley'a z FED, który bardzo optymistycznie wypowiadał się nt. perspektyw gospodarki, dając przy tym do zrozumienia, że cztery podwyżki stóp w tym roku nadal będą mieścić się w schemacie „stopniowego zacieśniania". Rynki obawiały się jednak zaplanowanego spotkania szefa Białego Domu z szefami koncernów stalowych, gdyż nie wykluczano, że Donald Trump może zrealizować swoje zapowiedzi związane z nałożeniem ceł importowych na stal i aluminium. Obawy się zmaterializowały i w tej znacznie gorszej wersji, bo stawka celna rzeczywiście jest wysoka i zaporowa. To natychmiast wzbudziło obawy, że tym posunięciem Trump rozpoczął globalne wojny handlowe, które ostatecznie mogą zaszkodzić amerykańskiej gospodarce, oraz dolarowi. Zwłaszcza, że natychmiast zareagowała na to Komisja Europejska, a w Chinach pojawiły się głosy o konieczności „zemsty".
W połowie lutego mieliśmy już epizod pod hasłem obawy o nadmierny podwójny deficyt (twin deficits). Wywołały działania Kongresu, który dość łatwo uchwalił ustawę zwiększającą w ciągu najbliższych 2 lat wydatki budżetu o 300 mld USD, a także Białego Domu, który poinformował o ambitnym programie infrastrukturalnym w perspektywie nadchodzącej dekady, chociaż dodając, że ma on tylko w niewielkim stopniu być finansowany przez budżet federalny (ciekawe, jak wyjdzie to w praktyce). W efekcie szybko pojawiły się wyliczenia niezależnych instytucji sugerujących, że deficyt budżetowy może sięgnąć 1 bln USD już w roku fiskalnym 2019. Teraz Trump poprzez wojnę na cła, może dołożyć jeszcze obawy związane z deficytem handlowym, który i tak ostatnio był najwyższy od kilku lat.
Casus twin deficits był już przerabiany za kadencji prezydenta G.W. Busha juniora. Co ciekawe w 2002 r. została podjęta decyzja o nałożeniu 30 proc. cła na import stali. Co było potem? Tak czy inaczej Trump uruchomił wczoraj rynkowe demony, które mogą (choć nie muszą) mu poważnie zaszkodzić. Wzrost awersji do ryzyka jest dzisiaj rano zauważalny.
Na wykresie koszyka BOSSA USD mamy zawrócenie po tym jak wczoraj doszło do naruszenia oporu przy 76,93 pkt. bazującego na minimum z września ub.r. Dolar nie traci jednak wobec wszystkich walut, negatywnie wyróżniają się te, którym wojna celna może zaszkodzić (dolar kanadyjski), a także te, które mogą pośrednio stracić na tym zamieszaniu (dolar australijski jest wrażliwy na ceny surowców, ale i też kondycję chińskiej gospodarki, która na wojnie celnej również straci). Widać też nerwowość na walutach skandynawskich, co należy jednak tłumaczyć wzrostem awersji do ryzyka. Ta sprzyja z kolei szwajcarskiemu frankowi, który dzisiaj jest najsilniejszy w zestawieniach (poza decyzją Trumpa, rynki nastawiają się też na niedzielne wydarzenia we Włoszech i Niemczech), a także japońskiemu jenowi. Ten został dodatkowo wsparty przez słowa szefa Banku Japonii, które chyba nie padły w najlepszym momencie. Kuroda pytany w parlamencie dał do zrozumienia, że ultra-luźna polityka mogłaby zostać ograniczona, jeżeli cel inflacyjny zostałby zrealizowany do 2020 r. Patrząc historycznie można stwierdzić, że Japończykom już wiele razy nie udało się zrealizować tego, czego oczekiwali, ale w ostatnich tygodniach pojawiało się sporo spekulacji dotyczących przyszłości polityki BOJ. Teraz decydenci w Japonii mogą mieć problem z nadmiernym umocnieniem jena... Czy dolar powróci już teraz do trendu spadkowego? Wniosek nie jest jednoznaczny. Dane makro z USA są dobre, za tydzień poznamy wyliczenia Departamentu Pracy, a 21 marca czeka nas posiedzenie FED, które poza kolejną podwyżką stóp, może przynieść przesuniecie w górę oczekiwanej krzywej podwyżek stóp przez członków FED (wykres pl-dot) i tym samym podsycić spekulacje związane z czterema podwyżkami. Z drugiej strony mogą być one temperowane przez obawy związane z negatywnym wpływem wojen handlowych na amerykańską gospodarkę. Reasumując, dolar może być pod presją spadkową, ale nie należy demonizować skali tego ruchu. Warto będzie uważnie śledzić wskazania analizy technicznej, zwłaszcza dla koszyków walutowych. Na wykresie BOSSA USD widać, że w lutym udało się odbić od 7-letniej linii trendu wzrostowego. Teraz to ona będzie kluczowa w najbliższych tygodniach.
Z grupy G-10 najbardziej dotknięty cłami Trumpa został dolar kanadyjski. Na wykresie USD/CAD widać, że wczoraj w zasadzie powróciliśmy w okolice szczytów z jesieni ub.r. Ruch spadkowy na tej parze wywołany przez styczniową podwyżkę stóp ze strony Banku Kanady został, zatem całkowicie wymazany. Co dalej? Problem dla Kanady to nie tylko cła, ale i też NAFTA (pytanie czy w obecnym klimacie uda się coś wynegocjować), oraz oczekiwania dotyczące kolejnych posunięć ze strony banku centralnego. Obecnie w grupie G-10 Kanada jest na drugim miejscu po USA, rynek wycenia w ciągu najbliższych 12 miesięcy „dwie i pół podwyżki", co może dawać miejsce do korekty w dół. Na wykresie USD/CAD widać, że jesteśmy w silnym trendzie wzrostowym. Na wskaźnikach nie widać negatywnych dywergencji z kursem, które mogłoby stanowić pretekst do odwracania zwyżek.
Na układzie USD/JPY widać, że jest to jedno z rozczarowań ostatnich dni. Niewykorzystane szanse w postaci wybicia linii spadkowego i strefy oporu w okolicach 107,70 zaczynają się mścić. USD/JPY jest na drodze do zejścia na nowe historyczne minima w trendzie spadkowym rozpoczętym kilka tygodni temu, chociaż widoczne dywergencje na wskaźnikach mogą nieco ograniczać impet ruchu.