Liczony przez nas globalny PMI na podstawie danych dla 20-tu istotnych gospodarek odnotował w październiku niewielki wzrost z 7 letniego minimum odnotowanego we wrześniu. Było tak głównie za sprawą opublikowanego wczoraj indeksu ISM dla usług w USA, który trochę nieoczekiwanie pokazał wzrost z 52,6 do 54,7 pkt. (faktem jest, że indeks ten w ostatnich miesiącach cechuj się bardzo dużą zmiennością). Głównie dzięki temu globalny PMI uniknął spadku poniżej 50 pkt. – taki spadek od 2010 roku przydarzył się tylko raz, w lipcu 2012 roku (szczyt eurokryzysu), po czym jednak nastąpiło potężne globalne luzowanie pieniężne. W USA widać już problemy przemysłu, ale podobnie jak w Europie, sektor usług, wspierany długim okresem mocnego rynku pracy, jest wyjątkowo odporny. To jedna dobra informacja. Drugą jest wyraźna poprawa w wielu przypadkach dla zamówień, w tym zamówień w eksporcie – może to sugerować pewną odwilż w kwestii światowego popytu, choć wymaga potwierdzenia w kolejnych miesiącach.
Są jednak też negatywy. Do sporego pogorszenia koniunktury doszło na rynkach wschodzących. W Polsce szerokim echem odbił się spadek PMI do najniższego poziomu od 10 lat, ale słabe dane mieliśmy też w Rosji, Meksyku, czy Indiach. To niepokojące, bo może sugerować, iż globalne korporacje zaczynają ograniczać swoją skalę działalności na „nowych rynkach", gdzie często produkcja jest bardziej konkurencyjna. To z tego powodu globalny PMI bez USA odnotował spadek poniżej wspomnianej granicy 50 pkt., co ostatni raz miało miejsce w kwietniu 2013 roku. Istotne pogorszenie miało też miejsce w Japonii, gdzie zdecydowano się wprowadzić odkładaną wcześniej podwyżkę podatku od sprzedaży, co może zaszkodzić i tak dość słabej gospodarce.
Sytuacja jest zatem nadal trudna. Na rynkach panuje obecnie przekonanie, że skala globalnego luzowania wystarczy, aby ponownie rozkręcić wzrost, ale trzeba pamiętać, że ten optymistyczny scenariusz jest już w zasadzie wyceniony.
Dziś w kalendarzu sporo wystąpień przedstawicieli Fed. Pierwsze z nich już o 14:00 (Charles Evans z Chicago). O 16:30 poznamy dane dotyczące zapasów paliw w USA. O 9:15 euro kosztuje 4,2714 złotego, dolar 3,8552 złotego, frank 3,8825 złotego, zaś funt 4,9645 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA