Być może nigdy nie dowiemy się do końca jaki był motyw przewodni rozpoczęcia konfliktu handlowego z Chinami. Zapewne był to splot kilku czynników. Trump szedł do poprzednich wyborów z przekonaniem, że Ameryka powinna bardziej walczyć o swoje interesy i nie dawać się wykorzystywać. Przekonywał, że w odróżnieniu do „tradycyjnych" polityków, on jest skutecznym biznesmenem, który „załatwi" korzystne dla USA porozumienia. Pokazuje to jego styl negocjacji z pozycji siły, który w biznesie jest spotykany, ale w dyplomacji okazał się szokiem. Trzeba pamiętać, że do ucha amerykańskiego prezydenta szepcze wiele głosów. Jastrzębie, tacy jak Robert Lighthizer zapewne uznali, że wykorzystają sytuację, do próby ograniczenia wzrostu dominacji Chin, która na obecnej trajektorii jest oczywistym zagrożeniem dla USA. Mogli przekonać amerykańskiego prezydenta, że upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu: zadba o interesy USA, a przy okazji pokaże się jako skutecznego polityka.
Blisko Trumpa jest jednak wiele osób, takich jak choćby bardzo majętny Steven Mnuchin, które uczyniły go zakładnikiem indeksów giełdowych. A te nie lubią twardej walki, gdzie w imię długofalowych interesów trzeba czasem postawić na kontrowersyjne rozwiązania. Stąd też ostatnie miesiące przypominają szarpaninę pomiędzy dwoma obozami w Białym Domu. Ponieważ do wyborów prezydenckich w USA został rok, a Trump sromotnie przegrywa w sondażach, obóz „panów z Wall Street" przejął dowodzenie – Trumpowi potrzebna jest historia sukcesu. Pekin jednak doskonale to widzi i rozgrywa sytuację na swoich zasadach. Idealną tego ilustracją jest sytuacja z wczoraj. Chińczycy wydali oświadczenie, iż strony zgodziły się na redukcję ceł, jako część wstępnego porozumienia. Gdyby Trump zdementował, wysłałby indeksy wyraźnie na południe, dlatego amerykańska strona potwierdziła te informacje. Później słyszeliśmy, że taka postawa wywołuje coraz większy sprzeciw w Białym Domu (zapewne ze strony Lighthizera), ale do wyborów prezydenckich sprzeciw ten może być mało słyszalny.
Przechodząc do tematów makroekonomicznych, dziś poznaliśmy dane o handlu z Niemiec i Chin, odpowiednio dla września i października. W obydwu przypadkach mamy pozytywne zaskoczenia, co jest miła odmianą na tle ostatnich miesięcy. W przypadku Niemiec eksport odnotował wzrost o 1,5% m/m. Dane korespondują z wyższymi zamówieniami, szczególnie spoza Europy, choć już nie z produkcją ani PMI, dlatego nie można niestety wykluczyć, że wrzesień przyniósł tylko chwilową poprawę. W przypadku Chin eksport nadal spadał, ale już tylko o 0,9% r/r. Pozytywny jest mocny wzrost eksportu do wielu azjatyckich gospodarek – Malezji, Wietnamu, Tajlandii czy Korei. Niewykluczone, że jest to w dużej mierze sposób na obejście amerykańskich ceł. Natomiast import z Chin (-6,4%), choć nieco wyższy od oczekiwań, nadal prezentuje słabość popytu wewnętrznego.
Dziś w kalendarzu dane z kanadyjskiego rynku pracy (14:30) oraz indeks nastrojów konsumentów w USA (16:00). Złoty zaczyna dzień od niewielkiego osłabienia. O 9:15 euro kosztuje 4,2611 złotego, dolar 3,8564 złotego, frank 3,8746 złotego, zaś funt 4,9426 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA