Szef brytyjskiego rządu już wczoraj rozbroił pierwszą bombę stwierdzając, że scenariusz dla Brexitu będzie taki, jak obiecywał to w kampanii wyborczej. Prysł, zatem mit, że Johnson mając komfortową większość w parlamencie być może zignoruje presję ze strony eurosceptyków i zacznie iść w stronę wydłużenia okresu przejściowego, który ma trwać zaledwie 11 miesięcy (do końca 2020 r.). Wczoraj źródła na Downing Street wyraziły się jasno – zamierzamy dopełnić naszych przyrzeczeń wobec wyborców, choć de facto chodzi o obietnicę złożoną Nigelowi Farage'owi z Brexit Party. Jest to jednak też pewna taktyka negocjacyjna wobec Brukseli, która jeszcze w zeszłym tygodniu zapowiedziała, że takie rozmowy mogą zabrać więcej czasu... Wątpię, czy Boris Johnson rzeczywiście chciałby twardszego Brexitu z końcem 2020 r., ale na rynkach już zasiana została niepewność. To w połączeniu ze słabszymi danymi makro (via wczorajsze szacunki PMI za grudzień, czy też dzisiejsze dane z rynku pracy), oraz perspektywą cięcia stóp procentowych przez Bank Anglii w pierwszej połowie przyszłego roku (decydenci najpewniej o tym przypomną na posiedzeniu zaplanowanym na najbliższy czwartek), może dać preteksty do większej korekty ostatniego rajdu funta w górę.

Drugi wątek to oczywiście tzw. „papierowa" umowa handlowa z Chinami, która ma zostać oficjalnie ratyfikowana w styczniu – na to wskazywały ostatnie doniesienia. Im więcej szczegółów przy tej okazji poznamy, tym gorzej, gdyż rynki zaczną kwestionować pewne zobowiązania obu stron. Szerzej pisałem o tym wczoraj – niezależnie od tego, czy USA wymuszą pewien mechanizm kontrolny wobec Chin, czy też nie, rynki będą mieć świadomość, że Trump nie zaryzykuje „eskalacji" konfliktu na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi. To każe jednak potraktować to porozumienie bardziej, jako dłuższy rozejm i uzależnić jego trwałość od... wyniku listopadowych wyborów prezydenckich w USA. Nie jest to jednak to, czego oczekiwałyby rynki – nie widać wygasania negatywnych tendencji w globalnym handlu, co tak przydałoby się teraz słabnącej gospodarce...

Wczorajsze słabsze szacunki danych PMI za grudzień (mocniej rozczarowały strefa euro i Wielka Brytania, mniej USA) pokazały, że w globalnej gospodarce możemy mówić o wyhamowaniu pewnych negatywnych tendencji, ale nie o możliwym, nawet nieznacznym ożywieniu w 2020 r. Styczeń może, zatem przynieść weryfikację pewnych, optymistycznych poglądów na rynek, jakie kierowały notowaniami w ostatnich tygodniach...

Sporządził: Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ