Środa przynosi nieznaczne osłabienie dolara względem wszystkich walut, choć zmiany nie są duże i w niektórych przypadkach są korektą ruchu z wczorajszego wieczora. W nocy mieliśmy wahnięcie na giełdach po tym, jak prezydent Donald Trump zapowiedział, że zawetuje przyjęty przez Kongres pakiet fiskalny, jeżeli nie zostaną uwzględnione w nim jego propozycje m.in. podwyżka jednorazowej wypłaty dla Amerykanów z 600 USD do 2000 USD. Spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi już zapowiedziała, że Demokraci są w stanie szybko zająć się uwagami zgłoszonymi przez prezydenta, nie wiadomo, co na to Republikanie w Senacie, bo można sobie wyobrazić, że będzie się to wiązać ze zwiększeniem wartości pakietu z obecnych 900 mld USD, na co to właśnie oni nie chcieli się za bardzo zgodzić. W co, zatem gra Donald Trump? Trudno ocenić. Kongres powiązał pakiet fiskalny z przyszłoroczną ustawą budżetową, która zapewnia finansowanie instytucji federalnych. Jeżeli do 28 grudnia ustawa nie zostanie podpisana przez prezydenta, to od 29 grudnia będzie mieć miejsce tzw. goverment shutdown, który dodatkowo będzie komplikować sytuację w obliczu pandemii. Może, zatem tak być, że Donald Trump mówi jedno, a drugie robi i żadnego veta nie będzie. To tłumaczyłoby dlaczego rynki w zasadzie ignorują ten temat.
Najlepiej zachowują się dzisiaj waluty Antypodów, oraz korony skandynawskie, tradycyjnie wrażliwe na wahania ryzyka. Nieźle radzi sobie funt, gdyż inwestorzy mają nadzieję, że strony jednak dogadają się w temacie rybołówstwa i umowa handlowa regulująca relacje pomiędzy Unią, a Wielką Brytanią, zostanie przyjęta w najbliższych dniach. Uwagę zwróciły plotki o nieformalnych rozmowach pomiędzy premierem Johnsonem, a szefową Komisji Europejskiej, z których mogłoby wynikać, że strona unijna również jest skłonna na ustępstwa w kwestii limitów połowów. Notowania GBPUSD powróciły dzisiaj ponad poziom 1,34, po tym jak wczoraj zeszły w okolice 1,33.
OKIEM ANALITYKA - Świąteczna ignorancja...
Przed nami jedyny taki czas w roku, kiedy na rynek patrzymy nieco z boku. Normalny handel powróci dopiero w pierwszych dniach stycznia, a najbliższe dni upłyną w leniwym marazmie, przerywanym być może przez ekscesy księgowych przed Sylwestrem (przepływy przed końcem roku). Osobiście nie za bardzo rozumiem, o co chodzi Donaldowi Trumpowi, który zaczyna grać do bramki Republikanów, wspierając tak naprawdę linię Demokratów i Joe Bidena, który wczoraj powtórzył, że kraj potrzebuje większego wsparcia fiskalnego na trudne czasy pandemii. Czy urzędującego prezydenta wystraszyły marne dane nt. indeksu zaufania konsumentów Conference Board, który w grudniu zbliżył się w okolice dołków obserwowanych podczas wiosennego lockdownu? Czy jednak wyższe, jednorazowe czeki rozwiążą ten problem? Nie, gdyż tu chodzi przede wszystkim o zmniejszenie niepewności związanej z pandemią i wszystkimi ograniczeniami, które rzutują na gospodarkę i na rynek pracy. Dla rynków to jednak mało istotne. Jeżeli Trump tylko postraszył, to w poniedziałek, tak czy inaczej podpisze ustawę, aby uniknąć fatalnego w obecnej sytuacji zamrożenia prac instytucji państwowych. A jeżeli Republikanie zdecydują się zwiększyć wydatki, to za kilka tygodni i będą musieli poradzić sobie z naciskami Joe Bidena i z tym, już będzie im znacznie trudniej (bo jak się wytłumaczą?). Tak czy inaczej będzie to oznaczać podtrzymanie schematu słabszego dolara i zwyżek na giełdach.
Sporządził: Marek Rogalski – główny analityk walutowy DM BOŚ