Wzrost zatrudnienia jest chyba jedynym elementem niepasującym do układanki przedstawiającej przegrzewającą się gospodarkę i stąd Fed uczynił z niego wyznacznik dla swojej polityki. Dane o 14:30.
Liczba miejsc pracy w amerykańskiej gospodarce w czerwcu była nadal o niemal 7 milionów niższa niż przed pandemią. Pomimo bardzo mocnego popytu oraz inflacji przekraczającej 5% to dla Fed wystarczający argument (wymówka), aby kontynuować politykę dodruku pieniądza, która utrzymuje niskie koszty emisji długu (finansującego rekordowy deficyt USA) oraz wynosi ceny aktywów (akcji i nieruchomości) na niewidziane dotąd poziomy, potęgując przy tym i tak duże wcześniej nierówności społeczne. Czy jednak rynek pracy w USA jest słaby? Niekoniecznie. Podczas gdy zatrudnienie faktycznie nadal jest poniżej poziomów sprzed pandemii, aż 13 milionów osób pobiera specjalne „pandemiczne" (czyli wyższe) zasiłki dla bezrobotnych. Widać to też po stronie płac – średnia płaca jest o 6,6% wyższa niż w lutym 2020. Mamy zatem absolutnie kuriozalną sytuację, gdy rząd dotuje bezrobocie, firmy narzekają na problemy z pozyskaniem pracowników, a Fed używa zatrudnienia jako argumentu dla utrzymania swojej bezkompromisowej polityki. Dlatego nadal inwestorzy zwracać będą uwagę przede wszystkim właśnie na wzrost zatrudnienia i po raz kolejny oczekują tu bardzo dobrego odczytu – aż 900 tysięcy nowych miejsc pracy. To te dane zadecydują o reakcji rynku. Na płace jednak też warto zwrócić uwagę, gdyż ich szybszy wzrost mógłby oznaczać zakorzenianie się presji inflacyjnej. W czerwcu płaca godzinowa rosła o 3,6% r/r, w lipcu dynamika mogła zbliżyć się do 4%.
Wczoraj zmianę swojej polityki zasygnalizował Bank Anglii. Choć żadne konkrety nie padły, Bank zasygnalizował, że widzi wyższą inflację, która może wymagać „umiarkowanego zacieśnienia". Reakcja rynku na te doniesienia była jednak ledwie widoczna – funt co prawda od drugiej połowy lipca odbija (głównie po gołębim lipcowym FOMC), ale wczorajsze umocnienie było bardzo nieśmiałe.
Złoty radzi sobie przyzwoicie, ale nie jakoś szczególnie dobrze patrząc na obecną skalę euforii na Wall Street i wyraźnie gorzej niż forint oraz czeska korona, której wczoraj jeszcze pomogła decyzja o kolejnej podwyżce stóp procentowych (do 0,75%). O 8:45 euro kosztuje 4,5485 złotego, dolar 3,8452 złotego, frank 4,2378 złotego, zaś funt 5,3534 złotego.
dr Przemysław Kwiecień CFA