Komisja Nadzoru Finansowego sprawdza, czy czwartkowe zlecenie sprzedaży akcji TP nie było próbą manipulacji. – Identyfikujemy klienta biura maklerskiego, który stoi za zleceniem – powiedział Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF. – Biuro, przez które przeszło zlecenie, jest zdalnym członkiem GPW – mówił. Nie podał jego nazwy. Oznacza to, że czwartkowe niezrealizowane zlecenie wyszło z zagranicznej instytucji. Takich biur podłączonych do systemu GPW jest 19.
W czwartek w ostatniej fazie sesji, na tzw. fixingu, ktoś złożył zlecenie po niskiej cenie na sprzedaż dużego – 500 tys. – pakietu akcji TP. Znalazło się wielu chętnych, aby odebrać tanio papiery po 14,28 zł, o blisko 11 proc. taniej niż poprzedniego dnia. Do transakcji nie doszło, bo cena ta nie zmieściła się w widełkach stosowanych zgodnie z regulacjami GPW.
[srodtytul]GPW rozmawiała z biurem [/srodtytul]
GPW nie zdecydowała się na rozszerzenie widełek, choć mogła to zrobić. Adam Maciejewski, członek zarządu GPW, uważa, że decyzja była słuszna. – Do zmienności trzeba podchodzić ostrożnie. Chodziło o zlecenie złożone tuż przed wyznaczeniem kursu zamknięcia. Doprowadzenie do jego realizacji przez rozszerzenie widełek spowodowałoby trudny do zrozumienia ruch cenowy.
Wtedy różnica między kursem ostatniej transakcji (15,5 zł w notowaniach ciągłych – red.) a potencjalnym kursem zamknięcia byłaby nienaturalnie duża i wskazywałaby na sytuację szczególną. Ograniczenia wahań kursów służą ochronie rynku przed takimi nagłymi zmianami. O słuszności decyzji przesądza fakt, że zlecenie straciło ważność w dniu złożenia – powiedział Maciejewski.