W piątek miną dwa tygodnie od aresztowania Piotra D. pracującego dla Orange Polska i Weijinga W., byłego już pracownika chińskiego koncernu Huawei, pod zarzutem szpiegostwa. Choć zatrzymani zapewniają, że są niewinni, a do tej pory nikt nie potwierdził, że sprawa ma bezpośredni związek z produktami Huawei, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa Karol Okoński nie wyklucza rekomendacji ograniczającej stosowanie chińskich rozwiązań.
Tymczasem notowania firm telekomunikacyjnych, które korzystają ze sprzętów Huawei i sprzedają smartfony tej marki, oraz firm dystrybuujących m.in. chińskie sprzęty mają się na GPW dobrze, jakby wywołana relacjami USA i Chin zawierucha nie była groźna dla wyników sektora.
Silne telekomy
Notowania Orange Polska pną się w górę od początku stycznia. 11 stycznia, czyli w dzień aresztowań, miały chwilową słabość, ale potem passa wróciła i w ciągu ostatnich dziesięciu dni papier podrożał o ponad 5 proc. Kurs akcji Play Communications, którego sieć budowało Huawei, zyskał w tym samym czasie ponad 7 proc. Zwyżkowały, choć ostrożniej, także notowania akcji Cyfrowego Polsatu (o nieco ponad 3 proc.).
Bardzo dobrze radzą sobie także akcje spółek zajmujących się dystrybucją sprzętu ICT, w tym smartfonów. Notowania AB (będzie jednym z dystrybutorów chińskiej marki Oppo, która debiutuje 31 stycznia, dziś nie ma w ofercie znanych chińskich producentów) i Maxcomu (oferuje m.in. telefony Meizu) skoczyły od początku stycznia po 20 proc. Słabiej radzą sobie notowania ABC Daty, ale tu kursem steruje cena zaproponowana za akcję w wezwaniu (1,3 zł).
- Jest zbyt wcześnie by oceniać wpływ zamieszania z Huawei na rynek telefonów komórkowych w Polsce. Niemniej, nie wydaje mi się żeby rzutowało ono na postrzeganie wszystkich chińskich producentów, czy też miało wpływ na wyniki sprzedaży urządzeń. Pamiętajmy, również, że niemal każdy smartfon sprzedawany w Polsce jest produkowany w Chinach, a sam problem nie dotyczy smartfonów a stacji bazowych BTS – uważa Arkadiusz Wilusz, prezes Maxcomu.