Pierwszym z nich był atak wojsk amerykańskich na bazę lotniczą w Syrii, który zwiększył globalne napięcia geopolityczne i wywołał ucieczkę inwestorów od ryzyka – a jednocześnie generował presję na wzrost cen ropy naftowej ze względu na obawy dotyczące rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie, czyli w regionie kluczowym z punktu widzenia produkcji i transportu tego surowca.

Drugim czynnikiem sprzyjającym kupującym są ostatnie zaburzenia w wydobyciu i eksporcie ropy z Libii. W minioną niedzielę nieznana grupa bojowników zamknęła ropociąg łączący pole naftowe Sharara z terminalem eksportowym, prowadząc do wstrzymania produkcji ropy na tym polu. Wydarzenie to miało miejsce zaledwie dwa tygodnie po blokadzie dokładnie tego samego ropociągu i uruchomieniu go tydzień później.

To, czy spadek ten utrzyma się na dłużej, najprawdopodobniej będzie zależeć od kolejnych informacji, które napłyną na rynek ropy naftowej. Inwestorzy mogą na nowo skupić się na danych ze Stanów Zjednoczonych w kontekście tamtejszych zapasów ropy naftowej. W ostatnich tygodniach zapasy te systematycznie rosły, osiągając kolejne historyczne maksima.

We wtorek po południu za baryłkę ropy gatunku WTI płacono 53 USD, czyli podobnie jak w pierwszym tygodniu marca. Jej cena była jednak niższa o ponad 1 proc. niż na koniec 2016 r.