– Na razie nie wiadomo, czy to będzie 50 czy raczej 80 mln zł – mówi Michał Jarczyński, prezes grupy.
Mają powstać turbiny o mocy kilkunastu megawatów. Arctic Paper chce w ten sposób całkowicie uniezależnić się od rosnących cen energii. – W krajach skandynawskich czy w Polsce chcemy uruchamiać małe elektrownie wodne, z kolei w Niemczech myślimy o biomasie z odpadów komunalnych, oczyszczalni ścieków czy wysypisk śmieci – wylicza prezes. Pojawiają się informacje o możliwej współpracy spółki z planującą budowę małych elektrowni wodnych firmą Mew, notowaną na NewConnect.
– Mew się nami interesuje, jednak to jedna z kilkunastu opcji, o których myślimy – ucina prezes. Giełdowa spółka kontroluje już zakłady produkujące energię. Elektrownie wodną posiada papiernia Munkedals (Szwecja), z kolei biomasą częściowo zasilana jest nabyta z początkiem marca fabryka w szwedzkim Grycksbo. Obecnie trwa integracja tej papierni w strukturach Arctic Paper. – Zakończy się szybko, bo już w trzecim kwartale. Pomaga fakt, że firmy współpracowały ze sobą w zeszłym roku.
Ludzie się znają, mają do siebie zaufanie – mówi Jarczyński. Na razie Arctic Paper nie planuje kolejnych przejęć. Plan na ten rok to poprawa efektywności w grupie. Jakich oszczędności w skali roku można oczekiwać? – Nie chcielibyśmy podawać liczby – mówi prezes.
Strategia spółki zakłada ekspansję na rynki Europy Środkowo-Wschodniej. Plan zarządu przewiduje podwojenie w ciągu dwóch–trzech lat sprzedaży w tych krajach – ma stanowić 35–40 proc. eksportu grupy. Teraz poza Polską sprzedawane jest około 86 proc. papieru. – Szukamy klientów w Rosji czy na Ukrainie, jednak trzeba pamiętać, że kraje te dopiero wychodzą z kryzysu, dlatego musimy ograniczać ryzyko – mówi Jarczyński. W ubiegłym roku sprzedaż Arctic Paper wyniosła 1,8 mld zł. Zysk netto sięgnął 132,4 mln zł.