Gazowniczy koncern problemu nie widzi. Joanna Zakrzewska, rzecznik spółki, wyjaśnia, że PGNiG i Orlen nie prowadzą bezpośrednio działalności konkurencyjnej, oddelegowanie Karabuły do zarządu zaś – jak wynika z analiz prawnych – nie narusza przepisów.
Przedwczoraj PGNiG zawarł z grupą Lotos kontrakt na dostawę 400 mln m3 gazu rocznie. Karabuła, który w gazowniczym koncernie zajmuje się sprzedażą i marketingiem, musi znać zapisy umowy z gdańską firmą, która jest bezpośrednim konkurentem PKN. – Myślę, że w podobnej sytuacji menedżer powinien poważnie przeanalizować istnienie konfliktu interesów i – jeżeli uważa, że istnieją wątpliwości – rozważyć możliwość rezygnacji z zasiadania w radzie nadzorczej drugiej firmy – mówi „Parkietowi” Leszek Koziorowski, radca prawny z Kancelarii Gessel Koziorowski.
Dla PGNiG i tu problemu nie ma. Rzecznik wyjaśniła nam, że koncern sprzedaje gaz ziemny po cenach, jakie ustala prezes URE. Będące w tej samej grupie taryfowej Orlen i Lotos są traktowane „na podobnych warunkach”. Ponadto członek zarządu ma obowiązek „wyłączania się z głosowania” w przypadku konfliktu interesów i gdyby taka sytuacja zaistniała, Karabuła z pewnością tego obowiązku by przestrzegał. – Nie ma więc powodów do rezygnacji z członkostwa w radzie nadzorczej PKN – podsumowała Zak-rzewska.
Skarb Państwa, który jest największym akcjonariuszem PKN i PGNiG, uważa, że obecność Karabuły we władzach obu firm nie powoduje konfliktu interesów. Biuro prasowe resortu nie odpowiedziało nam na pytanie, czy MSP zagłosuje za odwołaniem wiceprezesa PGNiG z rady płockiego koncernu podczas najbliższego WZA Orlenu.Zapytani przez nas przedstawiciele Orlenu nie chcieli się wypowiadać na ten temat.
Objęcie przez Karabułę funkcji wiceprezesa PGNiG budzi wątpliwości także z innego powodu, o czym mówi Andrzej Nartowski, prezes Polskiego Instytutu Dyrektorów. – Delegowanie członka rady do zarządu ma uzasadnienie tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, gdy członek zarządu nie może pełnić swoich funkcji. Tymczasem do niczego nadzwyczajnego w PGNiG nie doszło – wyjaśnia Nartowski. Co sam Karabuła sądzi o zaistniałej sytuacji, nie udało się nam dowiedzieć. Wczoraj był nieuchwytny.